poniedziałek, 18 stycznia 2010

Doda i kalesony Janka czyli tabolidyzacja polityki

Świat polityki zbliża się nieuchronnie do świata celebrytów. Życie za pan brat z tabloidami jest opłacalne i kto o tym wie, zyskuje także atencję mediów opiniotwórczych. W efekcie - pojawia się w świadomości szerszej widowni, bo dzisiejsi wyborcy to własnie widzowie, którzy oczekują spektaklu i rozrywki. Wie o tym doskonale Nelly Rokita, która raz po raz raczy nas zdumiewającymi wypowiedziami. Można zrozumieć, że "Fakt" zamieszcza porady Nelly dla wszystkich mężczyzn, aby nosili kalesony "tak jak Janek", bo kwestia bielizny niedoszłego premiera z Krakowa może prawdopodobnie interesować czyteników tego medium. Zastanawiać można się jednak dlaczego informację o tym powiela "Dziennik"... (jak rownież dlaczego przeczytałam kiedyś w wyborczej o procesie Dody w sprawie pomówienia o brak majtek?).  

W dobrej komitywie z tabloidami trwa również najpopularniejszy premier III RP - Kazimierz Marcinkiewicz. Były poseł PiS, niegdyś zdeklarowany obrońca "chrześcijańskich wartości" (cokolwiek by to znaczyło) płynnie przeprowadził nas na łamach Faktu i Super Expresu przez swój romans, rozwód oraz ślub z nową wybranką, nie szczędząc przy tym intymnych szczegółów. Wydawać by się mogło, że jest skończony jako polityk, tymczasem "pan w kiosku" (potraktujcie go jak jednego z wielu kioskarzy) powiedział podobno "Zobaczycie, on jeszcze kiedyś zostanie Prezydentem"...

Zdjęcie Dody na balu z Prezydentem Kaczyńskim i Prezydentową z serwisów plotkarskich również trafio do tak zwanych "poważniejszych dzienników", z tą różnicą, że tutaj specjalista od wizerunku rozważa, czy Doda panu Prezydentowi pomoże, czy też może zaszkodzi. Wniosek z rozważań: Na pewno nie zaszkodzi. 

Wniosek dla polityków: Trzeba się lansować. Grywać w kabaretach, śpiewać karaoke i tańczyć z gwiazdami (osobiście czekam z niecierpliwością na harce pani Senyszyn). Słowem - dla szerokiego sukcesu  należy zejść z piedestału majestatu i nedęcia, zblizyć się do prostych ludzi. Oczywiście sukces komercyjny nie jest warunkiem niezbędnym dla osiągnięcia sukcesu wyborczego, ale niemal zawsze sukces komercyjny przekłada się na sukces wyborczy, o czym świadczy chociażby kariera polityczna zywcięscy Big Brothera- Janusza Dzięcioła. 

Pozwolę sobie subiektywnie nadmienić, że powyższe dwa zdjęcia są dla mnie osobiście przejawem nieudanej, a wręcz żenującej próby wejścia w popkulturę. A teraz coś z klasą, a przynajmniej jak dla mnie - z pomysłem:

Joanna Senyszyn jako Cruella w "Reality Szopka Szoł 2009" w teatrze Groteska. Moim zdaniem ta polityk doskonale łączy merytoryczną pracę z popowym akcentem, udowadniając tym samym ogromny dystans do siebie. A tak prezentowała się na tej samej imprezie rok wcześniej.

I jeszcze skrajnie subiektywnie: dwa ostatnio pokazane torsy - posłów Karpiniuka i Olejniczaka (tym ostatnim podobno zachwycał się Jacykow):



Torsy nie wiadomo czy pomogły, ale pewnie też nie zaszkodziły obu panom.

Wniosek dla moich co wrażliwszych znajomych: Nie obruszać się na "tabloidyzację polityki". Zaakceptować ją jako nieuchronny proces, obserwować, wyciągać wnioski i śmiać się z tego co zabawne. Można też dbać za pomocą różnorodnej presji, aby główny przekaz nie zginął. Na szczęście mamy jeszcze w Polsce kilku porządnych dziennikarzy i publicystów, którzy polityków z tego przekazu rozliczają. 

Źródła: dziennik.pl, vipnews.pl, pitbul.pl.

14 komentarzy:

  1. Te zdjęcia mnie przerażają, są jak wiadro zimnej wody wylane na głowę. Szok!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż, przepraszam za to wiadro. Tak wychodzi, że zajmuję się trochę pomyjami...

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety świat schodzi na psy! Takie są fakty i oczywiście nie mam zamiaru z nimi polemizować. Faktem jest także, że polska, ale nie tylko polska polityka się skundliła. Zastanawiające jednak jest to, że osoby światłe (a z pewnością autorka tego bloga do nich należy) z taką łatwością i bezrefleksyjnością przechodzą nad tym zjawiskiem do porządku dziennego. Z taką łatwością godzą się, że politycy robią z siebie durniów. Otóż Pani Nelly robi z siebie durnia! Jak chce pajacować to niech się zatrudni w cyrku, a nie opowiada androny o gaciach swojego męża. Jeśli robi to nieświadomie to jest durna, jeśli intencjonalnie to cyniczna i wyrachowana.
    Przykre jest to, że politycy i prasa typu "Fakt" zamiast starać się podnosić poziom umysłowy społeczeństwa dostosowują swoje działania i teksty do durnoty przygniatającej części narodu. Zamiast starać się ludziom pewne zawiłe kwestie wyjaśniać, grają na najniższych instynktach ludzkich. Czy to jest postęp, nowoczesność? NIE!!! To jest REGRES! Krytyka stanu rzeczy nie jest żadnym malkontenctwem. I nie zgodzę się, że tabloidyzacja polityki jest nieuchronnym procesem. Zidioceniu i durnocie należy powiedzieć nie, a nie mu przyklaskiwać!!! I tego bym oczekiwał od osób takich jak autorka niniejszego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Takie bezrefkleksyjne przyjmowanie schlebiania najnizszym gustom to zle podejscie do problemu. To, ze duza czesc wyborcow opiera swoje poglady polityczne na tym, jak ktos zatanczy w pewnym programie nadawnym przez TVN jest katastrofa, a nie zjawiskiem pozytywnym i sympatycznym! To raczej negatywny trend, ktory nalezy zwalczac, a nie przyjmowac do wiadomosci.

    OdpowiedzUsuń
  5. Autorka bloga bulwersuje się innymi rzeczami (w polityce akurat - nietolerancją i obrażaniem innych w mediach). To co ty nazywasz skundleniem ja postrzegam jako globalną zmianę w marketingu politycznym. Berlusconi, Sarkozy, Schroder czy Blair - oni wszyscy są lub byli celebrytami dla swoich rodaków. I być może dlatego frekwencja w tych krajach jest wielokrotnie wyższa niż w Polsce, gdzie polityką interesują się nieliczni, a polityczni aktorzy są dla większości społeczeństwa nieznani, niedostępni bądz po prostu nieatrakcyjni.
    Dostrzegam twoje racje, powiem ci nawet że je rozumiem;-) Ja jednak widze ten proces jako kolejny etap w rozwju(regresji?) naszego płytkoprzetwarzającego społeczeństwa. Podobno rośnie nam nowe pokolenie analfabetów, młodych ludzi dla których obraz jest ważniejszy niz tekst i którzy chcą przyswoić jak najwięcej informacji w jaknajkrótszym czasie. Ci ludzie nie będą czytać partyjnych programów (już teraz prawie nikt tego nie robi). Ci ludzie będą raczej oczekiwać od polityków mówienia ich językiem (czyż juz teraz tak się nie dzieje?), zawarcia przekazu w mediach, którymi się posługują - np.filmach na you-tube (Gordon Brown tak robi), lub wtapiania się w popkulturę, w ich dotychczasową rozrywkę. Jakoś trudno mi po 5 latach studiowania psychologii dziwić się, lub ubolewać, że tacy własnie są ludzie. Senyszyn i Palikot są moim zdaniem bardzso inteligentnymi ludzmi, którzy wykorzystują media, by zystkac dodatkową popularność. Nelly przyznam się nie rozgryzłam, ale stawiam że jednak wie co robi, i doskonale się przy tym bawi.

    OdpowiedzUsuń
  6. Psychologia tłumu sprawdza się. Le Bon zauważył, że tłum myśli obrazami. Nie ma co się dziwić, że politycy się "wylaszczają". Nie jest to coś nowego, choćby Piłsudski już za życia tworzył swoją legendę.

    Drażni mnie natomiast Palikot. Przekracza granice dobrego smaku.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. I nawet Piłsudzki wyzywał kiedyś posłów od "głupich małp". Wtedy pewnie też jacyś ludzie twierdzili, że "polityka się skundliła". Myślę, że tzw. przedwojenny etos, czy też "majestat polityka" są złudzeniem. Nie wydaje mi się, żeby motywy przedwojennych wyborców były znacząco inne niż teraz, tyle tylko, że nie było mass mediów w takim zakresie. Mechanizmy były te same, bo ludzkie umysły funkcjonuja generalnie podobnie.
    Poczucie smaku to sprawa subiektywna. Może moje własne wypaczyło się przez moje upodobanie do kontestacji i prowokacji, nadmiernie częste chodzenie do teatru na współczesne sztuki i happeningi (przeżyłam już rzucanie mięsem ze sceny w sposób dosłowny) i oglądanie współczesnych rzeźb i malarstwa (ukrzyżowane penisy, waginy nie mieszczące się na płótnie, rysunki erotyczne Beksińskiego itp). Dlatego wydaje mi się, że Palikot mieści się właśnie w ramach języka i obrazu współczesnej kultury.

    OdpowiedzUsuń
  9. Porównanie sytuacji politycznej w Polsce do czasów papcia Piłsudskiego i międzywojnia uważam za rażące nadużycie i zgodzić się z tym nie mogę. Nie mogę się też pogodzić z twym wnioskiem dla bliskich znajomych. Powinno się walczyć by odwrócić ten "nieuchronny proces" a nie wołać się na jego akceptację.

    OdpowiedzUsuń
  10. Cieszy mnie tak na prawdę wasze oburzenie, bo świadczy o tym, że macie w sobie jeszcze trochę idealizmu. Robert nie napisał w swoim komentarzu jednej ciekawej rzeczy, którą pozwolę sobie przytoczyć. Taboidyzacja i "wylaszczanie" to nie proces, który można by odwracać, ale cecha polityki. W takim ujęciu pozostaje nam jednak się z tym pogodzić.
    Nie jestem bezkrytycznym obserwatorem i nie pochwalam wszystkiego co robią politycy, czemu dałam z resztą wyraz (choć subtelny)w swoim poscie. Wolę jednak, żeby mądrzy politycy zwiększali swoje szanse na wybranie "wszelkimi środkami", niż żeby przepadli, bo pomimo kompetencji, nie uzyskali wystarczająco dużo głosów.

    OdpowiedzUsuń
  11. stwierdzenie ' "chrześcijańskich wartości" (cokolwiek by to znaczyło) ' w ustach (klawiaturze) psychologa po katolickiej uczelni brzmi nieco zastanawiająco. Cóż, widać i niektóre uczelnie się "wylaszczają" a raczej ich absolwenci. Co do tematu to spin doktorzy robią dobrą robotę politykom, bez nich każdy wygłup palikota czy Kaczyńskiego obróciłby się przeciwko nim. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobrze, że brzmi zastanawiająco, bo generalnie o prowokowanie zastanowienia mi chodzi. Terminy, zwłaszcza te abstrakcyjne są z natury wieloznaczne. Termin ten co innego będzie oznaczał dla doktora etyki chrześcijańskiej, co innego dla "przeciętnego katolika" (to także termin wieloznaczny), a co innego dla krytykującego Kościół antyklerykała. Ciekawe co przez ochronę "wartości chrześcijańskich" rozumiał Kazimierz Marcinkiewicz, kiedy w '94 roku jako członek ZChN opowiadał się przeciwko wprowadzeniu wychowania seksualnego do szkół, przeciwko ustawie ułatwiającej rozwody, a za wypowiedzi obrażające homoseksualistów był krytykowany przez Amnesty International i Human Rights Watch. Nie mam nic przeciwko zmianom poglądów, ale nie znoszę hipokryzji. Jeśli zmienił poglądy - niech publicznie ogłosi, że wtedy błądził (przynajmniej w kwestii rozwodów). Nie znam badań, które mówią, czy to jest właśnie przeciętne rozumienie tychże wartości w Polsce, ale jeśli tak, to jako absolwentka KULu nie mam chyba obowiązku utożsamiania się z tą średnią. Pozdrawiam również.

    OdpowiedzUsuń
  13. Alicjo, a czym jest hipokryzja i dlaczego jej nie znosisz?

    OdpowiedzUsuń
  14. Wydawało mi się, że rozwinęłam temat hipokryzji Marcinkiewicza. Hipokryzja to dla mnie najogólniej głoszenie moralnych sądów i nieprzestrzeganie ich we własnym życiu. W takim rozumieniu dotyczy ona każdego z nas, wszak każdy wygłasza jakieś sądy etyczne, ma swoje ja idealne i ja realne. Dlatego nie przeszkadza mi hipokryzja u zwykłych ludzi, staram się być wyrozumiała tak wobec siebie jak wobec innych. Natomiast u polityków przeszkadza mi bardzo, dlatego, że wygłaszanie sądów o moralności, szczególnie u polityków prawicowych jest elementem ich wizerunku i przekłada się bezpośrednio na głosy. Kiedy polityk staje się celebrytą nie można oddzielać grubą linią tego co wygłasza od tego jak żyje. Hipokryzją jest zatem (na szczęście nieskuteczna)próba utrudniania rozwodów innym, uzasadnianie tego nierozerwalnością małżeństwa w rozumieniu KK, a następnie korzystanie z polskiego prawa rozwodowego. Chodzi mi również o styl w jakim się to odbyło (medialne show). Dodam jeszcze, że każdy (nawet polityk) ma prawo do zmiany poglądów, ale niech będzie to jawne. Czy to wyczerpująca odpowiedź?

    OdpowiedzUsuń