czwartek, 28 stycznia 2010

Campaign in Ukraine- do associations make decisions?

The newest advertisement from presidential campaign of Yulia Tymoschenko

Her main opponent Victor Yanukovych accused her of manipulation by using pictures with Angela Mercel, Nicolas Sarkozy and Donald Tusk in her last political spot. Jerzy Buzek also appears in the video. They are all members of European People's Party (EPP), with whom Tymoschenko's party (Batkiwszczyna) is associated to. The lector's voice says that these European leaders support Tymoszenko as the only democratic and pro-European candidate in Ukraine (which is probbably true). All the shoots were taken during official meetings when she was a Prime Minister of Ukraine. 

Why call it a manipulation? Because none of these people has ever officially back up Tymoschenko for President. 

Diagnose:  True. It is manipulation, as long as none of the leaders has officially supported her. It is very well done however, and may be quite effective. The majority of Ukrainians wont investigate wheather Merkel, Sakozy and Tusk officially support her, or just appreciate her, or just belong to the same party and has met her several times. Pictures are powerfull. But is it surprising? It is very obvious for Ukrainians that Tymoschenko represents pro-Western and Yanukovych - pro-Kremlin attitude. It wont convince those who are already convinced for whom to vote, but it is clearly directed to the wide group of undecided. It marks the line of crucial difference. Yulia presents her selves as the one who already has international position, and will soon guide Ukraine to the European Union. Will this occur to be convincing enough?

In her current position she should rather present her selves as 'the President of all Ukrainians', including those from eastern region, including those Russian speaking, who see their hope in close relation with the Russian Federation. Otherwise it will be very hard for her to double her electorate in such a short period.  

wtorek, 26 stycznia 2010

Rachunek sumienia

i częściowy żal za grzech pochopnej, beztroskiej oceny pewnych zjawisk medialnych...

Zobaczyłam wczoraj program Morozowskiego i Sekielskiego na temat ... hm, no właśnie, na jaki temat? Trudno powiedzieć, bo panowie zaprosili Dodę Elektrodę, żeby rozmawiać z nią o polityce. Wszystko to z powodu reperkusji po sławetnym pocałunku Dody z Prezydentem (zdjęcie w poście poniżej), po którym wielu dziennikarzy sugerowało, że Doda bezpowrotnie porzuciła Premiera Tuska, do którego do tej pory czule biło jej serce, na rzecz Pana Prezydenta, a specjaliści od wizerunku roztrząsali „CZY DODA MU DODA?” (punków poparcia rzecz jasna). Każda tego typu informacja jest z resztą przemielana przez media niewiarygodne ilości razy, co dostrzegam wyraźnie odwiedzając różne serwisy. 

Nawiasem mówiąc mam czasem wrażenie, że czytając codziennie duże ilości prasy, regularnie odwiedzając kilka witryn z wiadomościami i oglądając kilka serwisów informacyjnych (plus programy publicystyczne i satyryczne) nie jestem właściwie w stanie wykreować samodzielnej myśli, a przynajmniej nie mogę być pewna czy to faktycznie moja myśl, wszystko jest bowiem wypadkową zasłyszanych opinii i poglądów, a mój blog powinien być raczej zatytułowany „jakieś przepisywanie z mediów wszelakich”...

Wczoraj jednak zrodziła się we mnie myśl jak sądzę samodzielna, gdy usłyszałam o wizycie pani Dody w programie o którym nie mam co prawda dobrego zdania, ale uchodzącym mimo wszystko za program publicystyczny czy też (o zgrozo!) opiniotwórczy. Wizja obecności Dody w programie który wpływa na opinie milionów Polaków o sprawach politycznych wywołała we mnie gwałtowny dysonans poznawczy. Zniknęła cała moja niedawno wyrażona tolerancja dla procesu tabloidyzacji polityki czy też przenikania się polityki i popkultury, a zastąpiły ją złość i niedowierzanie. Zapragnęłam nałożyć na siebie wirtualną włosiennice i przyznać – macie racje moi przyjaciele, polityka przemienia się w jakiś chocholi taniec, schodzi na psy i tragiczny jest los naszego społeczeństwa jeśli Doda będzie podpowiadać Polakom na kogo mają głosować. Na własne potrzeby wskazałam też w głowie winnych tej sytuacji – uznałam ze są nimi media, które sankcjonują taką sytuację i uwiarygadniają takie osoby jako ekspertów od wszystkiego (w tym wypadku winni są „poważni dziennikarze”, którzy zaprosili tę panią do swojego programu, a następnie pytali m.in. o to kto lepiej całuje – Premier czy Prezydent) oraz mechanizmy finansowania telewizji, przez które wszystko podporządkowane jest wyłącznie słupkom oglądalności. Efekt jest taki, że zamiast publicystyki z prawdziwego zdarzenia serwuje się ludziom jakąś mętną papkę, a czyniąc z tego normę – powoduje zwrotnie zidiocenie widzów i ich nieumiejętność przetwarzania złożonych komunikatów. Dlatego słusznym usprawiedliwieniem dla producentów miałkich programów, wątpliwych artystycznie seriali i prymitywnych tok-show będzie zawsze „dajemy ludziom to, co pragną oglądać”.

Ze świadomością, że podwyższam słupki oglądalności Dodzie i nielubianym publicystom  postanowiłam jednak nie oceniać kota w worku i obejrzeć program do końca. Dobrze zrobiłam bo poczułam ulgę. Doda w konfrontacji z obcym dla siebie światem polityki okazała się osobą tak skrajnie niekompetentną, że nikt ze stałej widowni programu (a wiec osób choć odrobinę zainteresowanych i zorientowanych w polityce) nie ma prawa potraktować poważnie ani jednego jej słowa. Gorzej, jeśli była spora grupa osób, które oglądały ten program tylko z powodu Dody. Ona sama dyplomatycznie uchylała się na szczęście od pytań o własne preferencje, powołując się przytomnie na odpowiedzialność za rzesze fanek, które czasem bezrefleksyjnie ją naśladują. Z rozbrajającą szczerością obnażała swoją całkowitą ignorancję, nie rozpoznając na zdjęciach Olejniczaka ani Kurskiego, a więc polityków, którzy mieszczą się pewnie w pierwszej dziesiątce największej rozpoznawalności wśród Polaków.  Posła Palikota Doda jednak zna... z rozmów w tłoku (sic!). Skłania mnie to do zadania sobie pytania: ilu Polaków podobnie jak Doda żyje w wykreowanej przez najpopularniejsze media pseudo rzeczywistości, w której polityk staje się rozpoznawalny dopiero gdy trafi na stronę deser.pl, pudelka lub kozaczka, albo kiedy jego karykatura zaistnieje u Szymona Majewskiego? Pomimo całej swojej tolerancji dla kultury masowej i zaufania do zdrowego rozsądku Polaków, gdy o tym myślę ogarnia mnie jednak jakiś niepokój...

Doda sama w sobie jest jednak o tyle niegroźna, ze posiada ogromny, godny pozazdroszczenia dystans do własnej osoby. Została moją idolką po tym jak ogłosiła plany założenia partii „Najdodowiej”, w której ludzie będą się spotykać aby uprawiać „dodyzm” i „namaszczać się błyszczykiem”. Pomysł jest prawie tak dobry jak mój własny plan założenia sekty kultu Bogini Matki, z rytuałami rodem z Avatara, z którą mam nadzieję wstrzelić się w nastroje feministyczno – pacyfistyczno- new-agowe.

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Doda i kalesony Janka czyli tabolidyzacja polityki

Świat polityki zbliża się nieuchronnie do świata celebrytów. Życie za pan brat z tabloidami jest opłacalne i kto o tym wie, zyskuje także atencję mediów opiniotwórczych. W efekcie - pojawia się w świadomości szerszej widowni, bo dzisiejsi wyborcy to własnie widzowie, którzy oczekują spektaklu i rozrywki. Wie o tym doskonale Nelly Rokita, która raz po raz raczy nas zdumiewającymi wypowiedziami. Można zrozumieć, że "Fakt" zamieszcza porady Nelly dla wszystkich mężczyzn, aby nosili kalesony "tak jak Janek", bo kwestia bielizny niedoszłego premiera z Krakowa może prawdopodobnie interesować czyteników tego medium. Zastanawiać można się jednak dlaczego informację o tym powiela "Dziennik"... (jak rownież dlaczego przeczytałam kiedyś w wyborczej o procesie Dody w sprawie pomówienia o brak majtek?).  

W dobrej komitywie z tabloidami trwa również najpopularniejszy premier III RP - Kazimierz Marcinkiewicz. Były poseł PiS, niegdyś zdeklarowany obrońca "chrześcijańskich wartości" (cokolwiek by to znaczyło) płynnie przeprowadził nas na łamach Faktu i Super Expresu przez swój romans, rozwód oraz ślub z nową wybranką, nie szczędząc przy tym intymnych szczegółów. Wydawać by się mogło, że jest skończony jako polityk, tymczasem "pan w kiosku" (potraktujcie go jak jednego z wielu kioskarzy) powiedział podobno "Zobaczycie, on jeszcze kiedyś zostanie Prezydentem"...

Zdjęcie Dody na balu z Prezydentem Kaczyńskim i Prezydentową z serwisów plotkarskich również trafio do tak zwanych "poważniejszych dzienników", z tą różnicą, że tutaj specjalista od wizerunku rozważa, czy Doda panu Prezydentowi pomoże, czy też może zaszkodzi. Wniosek z rozważań: Na pewno nie zaszkodzi. 

Wniosek dla polityków: Trzeba się lansować. Grywać w kabaretach, śpiewać karaoke i tańczyć z gwiazdami (osobiście czekam z niecierpliwością na harce pani Senyszyn). Słowem - dla szerokiego sukcesu  należy zejść z piedestału majestatu i nedęcia, zblizyć się do prostych ludzi. Oczywiście sukces komercyjny nie jest warunkiem niezbędnym dla osiągnięcia sukcesu wyborczego, ale niemal zawsze sukces komercyjny przekłada się na sukces wyborczy, o czym świadczy chociażby kariera polityczna zywcięscy Big Brothera- Janusza Dzięcioła. 

Pozwolę sobie subiektywnie nadmienić, że powyższe dwa zdjęcia są dla mnie osobiście przejawem nieudanej, a wręcz żenującej próby wejścia w popkulturę. A teraz coś z klasą, a przynajmniej jak dla mnie - z pomysłem:

Joanna Senyszyn jako Cruella w "Reality Szopka Szoł 2009" w teatrze Groteska. Moim zdaniem ta polityk doskonale łączy merytoryczną pracę z popowym akcentem, udowadniając tym samym ogromny dystans do siebie. A tak prezentowała się na tej samej imprezie rok wcześniej.

I jeszcze skrajnie subiektywnie: dwa ostatnio pokazane torsy - posłów Karpiniuka i Olejniczaka (tym ostatnim podobno zachwycał się Jacykow):



Torsy nie wiadomo czy pomogły, ale pewnie też nie zaszkodziły obu panom.

Wniosek dla moich co wrażliwszych znajomych: Nie obruszać się na "tabloidyzację polityki". Zaakceptować ją jako nieuchronny proces, obserwować, wyciągać wnioski i śmiać się z tego co zabawne. Można też dbać za pomocą różnorodnej presji, aby główny przekaz nie zginął. Na szczęście mamy jeszcze w Polsce kilku porządnych dziennikarzy i publicystów, którzy polityków z tego przekazu rozliczają. 

Źródła: dziennik.pl, vipnews.pl, pitbul.pl.

sobota, 16 stycznia 2010

Elections in Ukraine and "political prostitution"

Tearing off a bit from polish politics, I'd like to arouse your interest in the elections in Ukraine. Our eastern neighbor may be called a 'lame democracy'. Since 'the Orange Revolution' 5 years ago, when half of the nation stood up against counterfeited elections, and russian interference in politics,  Ukrainians experienced rather miserable spectacle of corruption, fall of governments and political fight between recent aliants - presidents Viktor Yushchenko and prime minister- beautiful Yulia Tymoschenko.  

The day before elections the society is tired of seeing the same faces. Current President has no chance for reelection (approximately 3%), Tymoszenko - between 15 and 20% according to different polls - has  some chance of entering a second tour, but the the most supported candidate is former prime minister - Viktor Yanukovych - ex opponent of Yushchenko, and a symbol of russian interference.  

Here are some pictures from colorful Ukrainian campaign:

Folk and rustic motives seems to be important for Ukrainians. President Yushchenko.

Beautiful Julia - nothing to add.


Wiktor Janukowycz - polls lieder. 

And now a bit of exotic happening I always enjoy: Ukrainian activists from "Femen" movement, protesting against 'political prostitution'...

Source: http://wyborcza.pl/duzy_kadr/1,97905,7454175,Ukraina_przed_wyborami_prezydenckimi.html

piątek, 15 stycznia 2010

Człowiek zbudowany ze słów

Wczoraj byłam w Krakowie na konferencji o języku. Było mocno interdyscyplinarnie - psychologiczno - lingwistyczno - antropologiczno- filozoficznie. Mówiłam o języku symbolicznym w polityce. Przeglądając abstrakty wystąpień, których nie udało mi się wysłuchać, ze zdziwieniem stwierdziłam, że referat najbardziej zblizony do mojego (wnioskując z tytuły) nosił tytuł "Na pograniczu gestu i symbolu - mlaski w językach afrykańskich i ich rola w narodzinach języka symbolicznego"...  Podobieństwo zapewne powierzchowne, ale skłania mnie do zadania pytania o kulturowe czy też antropologiczne źródła języka specyficznego dla polityków, a więc często emocjonalnego, czasem groźnego, a czasem śmiesznego i groteskowego. Czy politycy czerpią z zagrzewających do walki przemówień słynnych wodzów przed bitwą? A idąc dalej wstecz - czy ich współczesne potyczki i "stroszenie sierści" nie są czasem pochodną maoryskich tańców wojowników, z charakterystycznym wystawianiem języka czy też afrykańskich mlasków i pochukiwań...

Popatrzcie np. na ten piękny maoryski taniec wojenny Haka. W tym wypadku mamy do czynienia z wojowniczym liderem i drużyną, która naśladuje jego ruchy. Ciarki przechodzą...

wtorek, 12 stycznia 2010

Krew i sperma czyli język polskiej polityki

"Niech się Palikot opamięta" woła błagalnie Hanna Gronkiewicz-Waltz, po tym jak ten, na łamach "Polski The Times" oznajmił, że jest "gnojem, który urzyźnia polska politykę".  Ale czy "opamiętanie się" posła Palikota nie byłoby czasem dla obserwatorów polityki niepowetowaną stratą, przynajmniej w werbalnym wymiarze? Postaram się obronić tezę, że bez ciętego języka i prowokacji Palikota polska polityka byłaby uboższa, a już na pewno mniej zabawna. 

Otóż uważam, że nasze postawy i poglądy polityczne kreują głównie słowa. Teza ryzykowna, gdyż pewnie każdy wolałby uważać, że ocenia polityków po czynach nie słowach. Uważam jednak, że nawet czyny - wyniki reform, wydarzenia polityczne, sukcesy i skandale - są głównie opisywane i kreowane przez słowa. Wyrażenie "Nicea albo śmierć" z ust niedoszlego premiera z Krakowa Jana Marii, przejęte później przez rząt PiSu na długie miesiące wpędziło Polskę w niekorzystne dla nas optowanie przy Traktacie Nicejskim, z którego ostatecznie zrezygnowano. "Plan Balcerowicza", "Afera Rywina" (i wszystkie inne) "Biała Księga" Oleksego czy "szafa Lesiaka" nie istniałyby w społecznej świadomości jako "sprawy", gdyby jakiś dziennikarz czy polityk nie włożył ich w ramy krótkiego określenia, słowa - wytrychu, które przywołuje szereg skojarzeń i nie byłyby tysiące razy powtarzane w mediach i rozmowach zwykłych ludzi, wchodząc na stałe donaszej "politycznej pamięci".

Choć obecnie  określenie "PR" (najczęsciej "czarny pijar") w polityce w wyniku nadużywania nabrało negatywnych konotacji, sądzę, że nawet najsprawniej działający rząd nie jest w stanie utrzymać poparcia, jeśli w odpowiedni sposób nie komunikuje się z wyborcami i nie dba o to, aby jego dokonania, jakiekolwiek by one nie były, zyskały korzystną dla niego interpretację i wytarły głęboki ślad w pamięci wyborców. Dobry rzecznik rządu ze wszystkimi potrzebnymi przymiotami jest prawdziwym skarbem. Z drugiej strony - wyszczekany polityczny fighter, najlepiej nienależący do gabinetu - może być cenną bronią na politycznych przeciwników.  Jacek Kurski, nazywany (złośliwie) "bulterierem Kaczyńskich") jakkolwiek byśmy go nie ocenili spełniał to zadanie dla rządu Jarosława Kaczyńskiego. Udało mu się, choć nie oceniam tego pochlebnie, wprowadzić do politycznej pamięci i rozmów Polaków "dziadka z Wermachtu", które to określenie na czas wyborów prezydenckich w 2005 roku dla części społeczeństwa utrwaliło podział na "patriotyczną, solidarną Polskę głosującą na PiS" oraz "proniemiecką, liberalną Polskę głosującą na partię Tuska". Było to na tyle silne, iż jeszcze 2 lata później tego typu skojarzenia były bardzo częste, jeśli nie dominujące u sympatyów PiS w moich badaniach percepcji partii politycznych. To słowa wypowiedziane przez polityków, zwielokrotnione i częściowo zinterpretowane przez media oraz przepuszczone przez sito ludzkiej uwagi, schematów poznawczych i symbolicznych ideologii kreują nasze myślenie o partiach i politykach. 

Zaryzykuję tezę, że 90% politycznej debaty mieści się mimo wszystko w ramach kurtuazji, kultury osobistej i szacunku. Sęk, w tym, iż to pozostałe 10% jest medialnie bardziej atrakcyjne, więc jeśli ktoś nie ogląda na żywo obrad sejmu, a docierają do niego jedynie telewizyjne skróty, zajawki, ostre fragmenty polemik czy konferencji - happeningów, może faktycznie odnieść wrażenie, że następuje powolna degrengolada polskiej polityki, a posłowie Palikot, Niesiołowski czy Kurski walnie się do tego przyczyniają. Ja jednak uważam, że bez tych 10% na który składają się  smakowite porownania etnomologiczne Niesiołowskiego i "głos ludu" Palikota polska polityka w obecnych, w miarę spokojnych czasach polska polityka po prostu wiałaby nudą...

Bo którz inny miałby odwagę powiedzieć do Zbigniewa Koźmińskiego "jebać PZPN", a do Schetyny że "tylko wtedy możesz dać sobie radę (w polityce), gdy krew i sperma ciekły ci po twarzy". Cokolwiek by to znaczyło...




niedziela, 10 stycznia 2010

PO i PiS - awanturnicze sprzątaczki czyli Polska Plus

Znajomy poprosił mnie o napisanie posta o nowej inicjatywie politycznej - Polsce Plus. By trzymać się choćby pozorów obiektywizmu, postaram się zrobić to możliwie syntetycznie:

Data powstania: wczoraj (9.01.10)

Aktorzy: Jerzy Polaczek (minister transportu w rządzie Marcinkiewicza), Ludwik Dorn, Kazimierz Ujazdowski, Jarosław Sellin i Lucjan Karasiewicz. "audytor zewnętrzny" - m.in Jadwiga Staniszkis. 

Logo: kontur Polski z plusem w środku (skojarzenia z logiem PO są najzupełniej przypadkowe) 

Etykieta: "Niezależna centroprawica"

Hasło latające na ekranie za Jerzym Polaczkiem w czasie kongresu: "Silne przywództwo - solidarne państwo"

Manifest na stronie zaczyna się tak:  "Połączeni wiarą w sens ambitnej polityki, dzięki której Polska wykorzysta swój czas i skutecznie podejmować będzie rywalizację międzynarodową, cywilizacyjną, ekonomiczną i technologiczną w XXI wieku, zapewniając sobie należne miejsce wśród narodów Europy i świata..." Podniośle. Kojarzy mi się  z odezwą z czasów rewolucji francuskiej, z nutką niemieckiego narodowego socjalizmu... Całość składa się z 16 wielokrotnie złożonych zdań tego typu. Stawiam, że żaden dziennikarz nigdy tego nie zacytuje. 

Postulaty: m.in likwidacja KRUS, dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne, obniżenie najniższej stawki PIT, zniesienie podatku od emerytur, zmniejszenie liczny posłów i senatorów oraz ograniczenie możliwości finansowania reklam politycznych (och nie!)

Przypuszczalna grupa docelowa o której możemy z tych danych wnioskować: osoby w wieku 50+, z pierwszego progu podatkowego, emeryci, z małych i średnich miast (na wieś trudno liczyć z pomysłem likwidacji KRUSu ale brawo za odwagę).

Skecz którego niestety nie udało mi się zobaczyć: "wystąpiła grupa młodych pań w fartuchach sprzątaczek. Liderki atakowały się w ostrych słowach. Wymachując miotłami kłóciły się o to, która lepiej sprząta i która jest ważniejsza. Jedna powoływała się na "miłość i zaufanie" a druga na rządy IV Rzeczypospolitej. Na koniec obwieszczono, że nadszedł czas na na Polskę Plus i zabrzmiały radosne fanfary" (cyt. za GW).

Diagnoza: PiS na bis dla znudzonych i rozczarowanych. Szanse na odebranie elektoratu PiS oceniam podobnie jak szanse SD na odebranie głósów Platformie.

Pożyjemy, zobaczymy. 

sobota, 9 stycznia 2010

NETYŚCI - Sieciowy Ruch Polityczny

Napisał do mnie dzisiaj na facebooku pan Alexander - netysta. Był to mail agitujący do przystąpienia/tworzenia nowej partii - NETYSTÓW. Wyjaśniając co chcą zrobić netyści, pan Aleksander określił, że "chcą zrobić rzecz trudną – nadać polityce normalny, ludzki charakter; przywrócić ją ludziom." W ich deklaracji przeczytałam też, że "nie akceptują aktualnego systemu politycznego opartego na walkach międzypartyjnych, aferach i korupcji". Fantastycznie - pomyślałam i zachęcona czytałam dalej w ich deklaracji o tym, że "cała sfera obecnej polityki – zbankrutowała!" oraz, że "Polityka musi się opierać na autentyczności". Trudno się nie zgodzić - pomyślałam i zaraz przypomniał mi się prof. Cwalina, który opowiadał o jakimś przemówieniu Kwaśniewskiego o aborcji, w którym na początku i na końcu mówił on, że "aborcja jest bardzo ważnym społecznie zagadnieniem", aby stworzyć wrażenie, że trudno się z nim nie zgodzić w tej kwestii...

Aby nie być posądzoną o wybiórczość i złośliwość zaprezentuję kilka intrygujących pozytywnych postulatów programowych tej egzotycznej inicjatywy politycznej. Otóż netyści lansują nową ideę - netarchię, czyli "pełną formą demokracji, realizowaną poprzez poziome powiązanie całego społeczeństwa za pomocą Internetu (e-demokracja)". 

Kolejne postulaty (wybiórczo) to absolutna decentralizacja władzy - "decyzje muszą być podejmowane na jak najniższym szczeblu (...) Jednostki wyższych szczebli powinny być wobec nich służebne, pomagając im rozwiązywać zadania, których nie można rozwiązać lokalnie. Wielkie, hiper-biurokratyczne urzędy państwowe powinny zostać rozwiązane i zastąpione wieloma lokalnymi urzędami, działającym w systemie menedżerskim (ubezpieczenia, ochrona zdrowia, pobór podatków, usługi administracyjne)." 

Wątek ten ma dla mnie zabarwienie lekko anarchistyczne, co rozwija się w pełni w kolejnym punkcie "Posłowie nie powini uchwalać szczegółowych ustaw dla wszystkich obywateli – tylko ramowe wskazania– realne i wirtualne " To wszystko zabarwione jest ideą liberalną i wolnościową: " trzeba bezwzględnie szanować wolności i godności jednostki oraz kierować się przesłaniem: co nie jest zabronione – jest dozwolone!" Dalej postuluja m.in bezpłatny dostep do szybkiego internetu, jako prawo podstawowe każdego obywatela, oraz e-dowód osobisty, e-głosowanie, e-partycypację, e-administrację.  

Dla bardziej zainteresowanych odsyłam na ich stronę: http://netysci.mixxt.pl/networks/content/index.Deklaracja%20Netystów - deklaracja

i http://netysci.mixxt.pl/networks/content/index - manifest netystów.

Osobiście zastanawiam się, kto jest ich grupą docelową i ile lat mają ludzie, którzy to wymyślili. Sympatykiem mógłby zostać np mój kolega z liceum - punck i anarchista. I pewnie jeszcze niemało 15- 19 latków. Ale gdyby podumać nad przyszłością demokracji w perspektywie 30-40 lat w naszym kręgu kulturowym i w kontekście rozwoju cyber cywilizacji to może faktycznie kiedyś cała administracja i instytucje egzekutywy, a może i legislatywa przeniosą się do internetu...

poniedziałek, 4 stycznia 2010

polityczne myśli Polaków

TNS OBOP na zlecenie tygodnika "Polityka" przeprowadził interesujący sondaż, który można okreslić jako pogłębione badanie preferencji partyjnych i wartości politycznych. Był on dla mnie o tyle interesujący, że  zachacza o moje badania jakościowe skojarzeń z partiami z końca 2007 roku. W odpowiedziach na pytanie "o co powinno dbać państwo" na pierwszych miejscach znalazły się kolejno: "bezpieczeństwo obywateli", "walka z korupcją" i "zmniejszanie nierówności społecznych". Czy tylko mnie przypomina to program jednej z wiodących partii?

[W moich badaniach w pytaniu o "partię idealną" często pojawiały się odpowiedzi - "uczciwa, walczy z korupcją, dba o dobro wszystkich obywateli"]

Pytanie tylko dlaczego tak gromkie poparcie dla tych postulatów nie przekłada się na poparcie dla tejże partii? Być może dlatego, że inne czołowe wartości tej partii - "kształtowanie zbiorowej moralności" (pamiętna rewolucja moralna) oraz wychowanie patriotyczne znalazły się na końcu listy. Polacy najwyrażniej nie mają ochoty na nową moralną odnowę czy obowiązkowe lekcje patriotyzmu dla swoich dzieci. Jednocześnie jednak ujawniają tęsknotę za państwem opekuńczym, co czyni jeszcze bardziej niezrozumiałym tak wielkie poparcie dla partii, która mieni się liberalną. Chyba, że przyjmiemy, że etykiety i ideologie mają nikłe znaczenie dla przeciętnego Kowalskiego, bo i tak nie głosuje on na program partii, tylko polega na heurystykach. 

Jeszcze jedna mało zaskakująca ale troche smutna informacja - tylko 25% respondentów uznało, że ważnym zadaniem państwa jest przeprowadzenie koniecznych reform pomimo sprzeciwu różnych środowisk. Tyle samo dostrzega potrzebę ochrony wolności i swobód obywatelskich. Z artykułu nie dowiadujemy się niestety czy jest to ta sama grupa. Stawiam że tak, choć od razu przyznaje, że nie zapłaciłam OBOP za dostęp do pełnego raportu... Skłania mnie to do zadania retorycznego pytania, czy wobec tego 75% obywateli naszego kraju to zapatrzeni w siebie egoiści, niezdolni do przyjęcia szerszej perspektywy i myślenia o "dobru społecznym", dowolnie rozumianym?