czwartek, 3 grudnia 2009

„Polska Solidarna" strachem podszyta czyli komunikacja PiS w czasie kampanii w 2005 roku

Nie trzeba bardzo wysilać pamięci, żeby przypomnieć sobie ideologiczną wojnę, w którą przerodziły się kampanie prezydencka, oraz parlamentarna w 2005 roku. Nie zamierzam wyliczać wszystkich przyczyn zwycięstwa PiSu w obu wyborach. Wybiórczo i subiektywnie przedstawię niektóre elementy PR partii, które moim zdaniem się do tego przyczyniły.
Na pierwszy plan wysunęła się zgrabna i skuteczna komunikacja Prawa i Sprawiedliwości, przejęta przez część publicystów. Otóż okazało się, że są dwie Polski – pierwsza liberalna, wielkomiejska, reprezentująca interesy bogatych przedsiębiorców, koncernów i wszelkiego rodzaju lobby, oraz druga - „Polska Solidarna” - wrażliwa społecznie, reprezentująca „zwyczajnych Polaków”, przeżywających codzienne troski, jak podwyżki cen prądu czy jedzenia.
Jednocześnie określenie „liberał” zaczęło pojawiać się w typowo pejoratywnym kontekście i stało się niemal równie obraźliwe jak „komunista”. W konsekwencji wszystkie sztandarowe, „liberalne” pomysły Platformy, którymi partia ta usiłowała moderować debatę, jak prywatyzacja służby zdrowia, szkolnictwa wyższego czy podatek liniowy - zostały natychmiast podchwycone przez konkurencję, jako sprzyjające jedynie bogatym, pozostałych zaś, maluczkich - wyrzucając poza nawias opiekuńczych ramion państwa.
Trzonem tej komunikacji był strach. W reklamówkach pojawiała się zatroskana, zarabiająca 900 zł sprzedawczyni, która udowadniała, że straci na podatku liniowym, znikające z lodówki jedzenie (jako konsekwencja podwyżki VAT) i najbardziej dramatyczne – znikające z pokoju dziecięcego pluszaki i mebelki...

Specjaliści od reklamy, szczególnie twórcy reklam społecznych wiedzą doskonale, że strach może być skutecznym motywatorem. Samym straszeniem nie można jednak wiele zdziałać. Należy wskazać sposób redukcji strachu. W reklamie społecznej będzie to np. wykupienie polisy. W przypadku kampanii wyborczej „Zwyczajni Polacy” w spotach PiSu uśmiechają się na końcu, ponieważ oddają swój głos na Prawo i Sprawiedliwość oraz Lecha Kaczyńskiego – męża stanu, któremu ufają. Głos na partię której ufamy może więc redukować strach przed konsekwencjami dostania się do władzy niechcianej partii.

Nie podejmuje się komentowania dwuletnich rządów PiSu, Samoobrony i LPR. Sądzę jednak, że strach był stale obecnym elementem ich komunikacji. Przyszły Prezydent, ogłaszając w październiku 2005 roku powstanie IV RP uspokajał, że bać się powinni  tylko „członkowie byłej nomenklatury i esbecy”. Z czasem okazało się, że do grupy tej dołączyli wszyscy nieuczciwi lub potencjalnie nieuczciwi, skorumpowani, lub z takimi skłonnościami (jak była posłanka Sawicka) a także „wykształciuchy”, pewni artyści, pewni biznesmeni oraz ten, kto „idealnie odnajdywał się z cygarem i przy butelce whisky” …
Rezultat jest taki, że nawet 2 lata po rządach PiSu strach sporej części elektoratu przed ich powrotem do władzy jest prawdopodobnie główną przyczyną utrzymującego się, zaskakująco wysokiego poparcia dla Platformy Obywatelskiej. Niektórzy publicyści mówią wręcz, że im więcej Kaczyńskich w mediach, tym stabilniejsze poparcie dla PO...

cdn.

Dla cierpliwych, skrótowe przypomnienie obu kampanii z 2005 roku można znaleźć tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=Uj6XYUbMQ4c&feature=player_embedded#at=468

8 komentarzy:

  1. Droga Alu!
    Po pierwsze warto przypomnieć, że ten podział na Polskę liberalną i solidarną, pojawił się w kampanii wyborczej dopiero po wycofaniu się z wyścigu prezydenckiego Włodziemierza Cimoszewicza, kiedy okazało się, że głównym konkurentem L.K. będzie Tusk. Wcześniej linia sporu kreowana była pomiędzy spuścizną AK-owską a KPP. Dopiero potem pojawił się okropny liberał. Świadczy to tylko o obrzydliwym cyniźmie PiSu, że swoją strategię dostosowują do bieżącej chwili.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale gdyby spojrzeć chłodnym okiem, to swiadczy to o doskonałym wyczuciu chwili i nastrojów społecznych przez odpowiedzialnych za komunikację PiS. W polityce liczy się skuteczność w zdobywaniu władzy i to im się niewątpliwie udało. Z tą KPP to chyba za daleko w przeszłość uciekłeś. Ile jest osób w Polsce, które myślą takimi kategoriami a SLD łączą aż z KPP?

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, ostatnio się zastanawiałam, właśnie nad fenomenem zadziwiająco dobrych sondazy dla Donalda....coś w tym jest co napisałaś.


    ps. swoją drogą, pamiętam co się działuo u nas na stancyi po ogłoszeniu wyników wyborów :)Bądź pozdrowiona!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo brakuje w polskiej polityce odpowiedzialności za podejmowane decyzje i za wspólną przyszłość. Chciałbym dożyć chwili kiedy w polityce będzie się liczyła nie skuteczność w zdobywaniu władzy a odpowiedzialne kreowanie przyszłości poprzez rzetelną pracę legislacyjną i umiejętnie podejmowane decyzje.

    Co do samych kampanii wyborczych, to ustawowo powinno się zabronić emitowania spotów wyborczych. Ich miejsce powinny zająć kampanie zachęcające obywateli do udziału w samych wyborach oraz w życiu samorządowym lokalnych społeczności. Spoty wyborcze - robione tak, by trafiały w określone gusta, mają za zadanie zjednanie sobie chwilowej przychylności odbiorców; wyśmienity produkt, który bardzo często okazuje się chińską tandetą - powinny zostać wyparte przez rzeczową debatę na temat partyjnych programów i wizji powyborczej rzeczywistości. Tak, by szary obywatel wiedział, że różnica miedzy konkurencyjnymi partiami nie sprowadza się do porównania: "my jesteśmy tu, a oni tam, gdzie stało ZOMO". Tak, by statystyczny Kowalski wiedział, że nie głosuje na człowieka, tylko na program przezeń reprezentowany. Tak, by Iksińskim nie wmawiano że to, czy tamto lub tacy to a tacy robią źle, tylko by pokazać jak można to zrobić lepiej\inaczej. Niekoniecznie trzeba napędzać karuzele strachu, bo co w sytuacji kiedy wygram wybory i stanę przed tymi samymi problemami? Tak, by Nowak wiedział że głosuje na partię, która ma wizję i plan jej realizacji i z realizacji którego w późniejszym czasie będzie mogła być rozliczona. Tak, by oddając swój głos w głowie obywatela pojawiło się poczucie dobrze spełnionego obowiązku, by miał poczucie że również i on partycypuje w sprawowaniu władzy.

    ps. ciekawe pytanie... Ale skoro i jedno, i drugie można mieć za pieniądze to po co się ograniczać...?

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za ten komentarz moger fuger. Z wizją idealnego świata, którą nakreśliłeś w pełni się utożsamiam i też chciałabym dożyć takich chwil...
    Problem w tym, że kiedy obserwuję polityczną rzeczywistość, kampanie wyborcze, kiedy rozmawiam z ludźmi i widzę ich poziom wiedzy o programach i partiach, wreszcie, kiedy czytam wyniki różnych badań na ten temat, coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że niestety wyborcy wcale nie są racjonalnymi istotami, które metodycznie analizują programy wyborcze i wybierają to, co jest najkorzystniejsze z punktu widzenia ich interesu.
    Teoria racjonalnego wyboru, wyrastająca z oświeceniowej koncepcji człowieka i promowana w kontekście politycznym m.in. przez Elstera, została niemal doszczętnie obalona. Obecnie mówi się raczej o źródłach nieracjonalności zachowań wyborczych, o których postaram się napisać w kolejnych postach. A w skrócie: wiele wskazuje na to, że ludzie głosują głównie na podstawie schematów, stereotypów i heurystyk i ma to niewiele wspólnego z racjonalną oceną. Pytanie, czy należy nad tym ubolewać? Cóż, moim zdaniem taki właśnie jest człowiek, a wybory to tylko jeden aspekt, w którym ujawnia się jego ograniczona racjonalność. Posługiwanie się schematami ma też dobre strony co też postaram się pokazać. A twórcy kampanii? - oni tworząc spoty, tylko dostosowują przekaz do odbiorcy. Poza tym, jaki naród takie rządy... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jaki naród, takie rządy? Nieprawda, jak sądzę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przynajmniej w demokracji rządzący rekrutują się jednak z narodu. Wiadomo, że po drodze ordynacja wspiera tych czy tamtych, ale generalnie czlonkowie rządu to najczęściej wybrańcy narodu, wybrani w bezpośrednich wyborach, a nawet jeśli to pozaparlamentarni eksperci - to też członkowie narodu, więc ostatecznie się zgadza;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Sama wiesz, że wyborcy nie bardzo wiedzą na kogo głosują. Czasami nawet ich wyobrażenie o danej partii mija się z kreowanym przez nią wizerunkiem, który znowu mija się z jej założeniami, co z kolei mija się z jej działaniami. Tak jak mówisz, dochodzi ordynacja. Ważna jest tu również frekwencja, na którą wpływ może mieć na przykład pogoda w niedzielę.
    Raczej trzeba powiedzieć, taki rząd, jaki wynik wyborów.

    OdpowiedzUsuń