poniedziałek, 19 kwietnia 2010

To będzie dziwna kampania

Dziwna z kilku powodów. Pierwszym jest tragiczny fakt śmierci kandydatów na Prezydenta dwóch największych partii opozycyjnych, który zmusza te formacje do bardzo szybkiego wystawienia nowych kandydatów. Drugim - sam fakt żałoby, która zgodnie z powszechnym przypuszczeniem i oczekiwaniem - ma złagodzić kampanię. Brutalne ataki ad personam czy  paszkwilanckie spoty byłyby w tych okolicznościach z moralnego punktu widzenia głęboko niepoprawne. Ostani powód, jest moim zdaniem taki, że w samych decydentach kampanii, czyli liderach najważniejszych ugrupowań pod wpływem ostatnich wydarzeń nastąpiła pewna zmiana jakościowa (może tylko emocjonalna, w każdym razie inne są ich wypowiedzi). 

Lider SLD - Grzegorz Napieralski, który stracił w katastrofie także dwie koleżanki z poselskiej ławy wydaje się w ostatnich dniach mocno wzruszony i długo unikał mówienia o polityce. Po tym jak Włodzimierz Cimoszewicz raz jeszcze potwierdził, że nie weźmie udziału w wyborach, a Aleksander Kwaśniewski wygłosił zdumiewającą skadinąd tezę, że lewica rozważa poparcie liberała - Andrzeja Olechowskiego nic już nie wydaje się niemozliwe. Grzegorz Napieralski, być może pod wpływem intensywnych przeżyć ostatnich dni, bo raczej nie jest to wynikiem wewnątrzpartyjnych ustaleń - ustami rzecznika SLD zwrócił się do wszystkich partii z apelem o wystawienie jednego ponadpartyjnego kandydata. Całkowita rezygnacja z kampanii miałaby być przejawem "nowej jakości w polityce".

Z kolei bodaj najbardziej doświadczony człowiek ostatnich dni - Jarosław Kaczyński, namawiany do kandydowania przez swoje zaplecze polityczne, sam skłania się podobno do wystawienia jako kandydata profesora Michała Kleibera, prezesa PAN i przyjaciela rodziny Kaczyńskich. Czy jednak PiS jako struktura polityczna zaakceptuje outsidera? Ostateczną decyzję o kandydacie PiS poznamy w sobotę. 

Pamiętamy, że już nazajutrz po tragedii ustami dziennikarzy zadawane było pytanie "Czy polityka zmieni się po tragedii w Smoleńsku?". Czy tragedia zmieni nas samych? Zastanówmy się jak może wyglądać kampania prezydencka w warunkach wymuszonej autocenzury, czy chociaż braku przyzwolenia na krytykę określonych osób czy symboli? Prowadzenie kampanii będzie tym trudniejsze, że kandydaci będą  musieli poradzić sobie z zaprezentowaniem własnej kandydatury organiczając, lub zupełnie rezygnując z krytyki prezydentury swojego poprzednika. Zamiast rywalizować z Lechem Kaczyńskim, będą do pewnego stopnia rywalizować z jego mitem. 

Być może wykazuję się skrajnym brakiem idealizmu, sądzę bowiem, że pokusa zwycięstwa w cieszących się największą popularnością wśród Polaków wyborach jest dla każdej partii zbyt duża, aby rezygnować z wystawienia własnego kandydata. Inna sprawa, że propozycja jednego kandydata jest niemożliwa z przyczyn formalnych (Konstytucja mówi, że kandydatów musi być conajmniej dwóch). Twórcy ustawy zasadniczej przewidzieli, że taka sytuacja byłaby szkodliwa dla demokracji. Sądzę także, że sam pomysł ponadpartyjnego kandydata jest przejawem nie "nowej jakości w polityce", ale raczej politycznego tchórzostwa, które polega na nieumiejętności stanięcia w szranki, kiedy rywalizacja ma być pełna szacunku i uczciwa, a program prezentowany wyłącznie w sposób pozytywny (zamiast przez krytykę przeciwnika). Czy po tym co obserwowaliśmy w polityce przez ostatnie 20 lat, możemy w ogóle wyobrazić sobie taką kampanię?

Pokusa zwycięstwa jest zbyt duża także dla zaplecza politycznego zmarłego tragicznie Prezydenta. Śmierć Lecha Kaczyńskiego i aktualna "koniunktura", którą tworzą sentyment i współczucie do zmarłego, oraz coś co można nazwać "zbiorowym wyrzutem sumienia społeczeństwa", zostaną wykorzystane w kampanii, gdy tylko "normalne" siły dojdą do głosu. Czy zostaną wykorzystane w sposób delikatny i subtelny? Niestety wątpię. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz