niedziela, 14 listopada 2010
Nieszczęścia sprzężone
http://kontakt24.tvn.pl/temat,kandydat-od-telewizyjnej-wpadki-zatrzymany-za-narkotyki,38217.html?grupa=najnowsze
Okaże się pewnie, że popalał niewielkie ilości konopii indyjskich. Niestety w naszym kraju jest to ciężkie przestępstwo, a już na pewno wystarczający powód by żadna partia nie chciała mieć z takim delikwentem nic do czynienia.
Sądząc po komentarzach ten kolejny "wyskok" mógłby panu Dawidowi tylko pomóc, bo po raz kolejny zyskał popularność, a w dodatku wydał się "podobny do ludzi". Swój chłopak można rzec. Szkoda, że prawdopodobnie nie przekonamy się jak zweryfikowali go wyborcy, bo musiał złożyć pisemne oświadczenie o wystąpieniu z partii i rezygnacji z udziału w wyborach.
Zastanawiam się jeszcze z marketingowego punktu widzenia kiedy (bo z pewnością jest to kwestia czasu) doczekamy się w Polsce poważnego ruchu politycznego, który w sposób otwarty będzie domagał się legalizacji lekkich narkotyków, albo kiedy któraś z już istniejących partii zaproponuje taką ustawę.
Póki co zmiany idą w kierunku dokładnie przeciwnym bo za niecałą godzinę wejdzie w życie ustawa zabraniająca palenia tytoniu właściwie w całej przestrzeni publicznej.
czwartek, 21 października 2010
Atrybuty prawdziwego mężczyzny czyli jak skrzywdzić polityka?
Nie przypuszczałam, że kampania samorządowa będzie dostarczała aż takich atrakcji. Sądziłam, że skoro partie przeznaczają na nią mniejsze fundusze niż na wybory parlamentarne, to i polotu mniej i spektakularnych pomysłów. A tu wręcz przeciwnie! Samorządność wyzwala kreatywność. W końcu można zastosować więcej niskobudżetowych chwytów, jak choćby pan Marchewka z , rozdający Marchewki - kandydat na radnego Warszawy (czyżby zainspirował się Napieralskim rozdającym jabłka pod fabryką?)
Ale nie wszyscy idą w niski budżet, mrugnięcie okiem do obywatela czy też próbę pokazania: Jestem jednym z was.
Oto spot reklamowy Prezydenta Siemianowic Śląskich (55 tys mieszkańców), z którego płynie następujący przekaz:
"Dzień rozpoczynam wstając razem ze słońcem. Moja żona - kura domowa każdego dnia prasuje mi koszule, wyciska sok ze świeżych pomarańczy i całuje na pożegnanie. Choć przyjeżdzam do pracy odpisowaną furą, szanuję każdego - nawet sprzątaczkę, którą witam radosnym uściskiem. Choć w koszuli mam drogie spinki do mankietów i podpisuje Bardzo Ważne Dokumenty moim wiecznym piórem, gdy trzeba - potrafię rzucić wytworną marynarkę, włożyć gumowce i ruszyć na pomoc Zwykłym Obywatelom.
Jestem połączeniem intelektualisty, zaczytanego w "Przywództwo" Rudolpha Giulianiego oraz prawdziwego macho, który w pracy rusza na pomoc powodzianom, a w czasie wolnym wkłada adidaski i trenuje sztuki walki oraz wyciska 150 kg na klatę.
Osobiście instruuję policjantów i strażaków na jak dobrze pomagać obywatelom. Nie straszne mi powodzie ani pożary. Mam dużo testosteronu, chętnie eksponuję więc owłosioną klatkę, a na szyi zawieszam złote łańcuchy. Po dniu ciężkiej pracy dla dobra Świętochłowic zaczytuję się przy wieczornym świetle w budżet miasta, aby jeszcze lepiej rozdzielić komu czego potrzeba. Uwielbia mnie mój pies i usmiecha się do mnie księżyc. Wreszcie, mogę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku spojrzeć na moje rozświetlone gwiazdami królestwo.
W końu jestem panem na włościach, mężem stanu, liderem, królem mojego małego królestwa, które nazywa się Ratusz. "
Całość (ponad 5 minut!) zilstrowana jest muzyką Bacha. Z resztą zobaczcie sami.
Jacek Guzy pewnie wydał na tę produkcje sporo pieniędzy. Zastanawiam się, czy OM studio zrobiło mu krzywdę prezentując go w ten sposób, czy przeciwnie - ulegli jego estetyce, nie uświadamiając mu, że się ośmiesza.
Pan Guzy prawdopodobnie uczesniczył w jakimś eminarium dla liderów, na którym dowiedział się, że ważną składową percepcji lidera jest ubiór i akcesoria. Tyle, że o ile w biznesie spostrzegana zamożność może pomóc, o tyle w polityce akcentowanie zamożności jest strzałem w stopę. Nawet jeśli pan Guzy swego pięknego domu i spinek do mankietów dorobił się uczciwie, to po tej reklamówce wyborcy raczej nie zechcą zatrudnić go na następną kadencję.
środa, 20 października 2010
Ja pie***e, nie wiem! - czyli co wiedzą kandydaci na radnych?
Zabrakło mi niestety energii i dystansu do analizowania coraz bardziej zajadłej i popadającej w degrengoladę kampanii prezydenckiej. Odetchnęłam, nabrałam świeżego powietrza w płuca, i po półrocznej niemal przerwie jestem gotowa, by znów chłodnym okiem spojrzeć na otaczającą nas wyborczą rzeczywistość.
A trudno ją zignorować bo kampania samorządowa powoli atakuje mnie wszystkimi kanałami. Na ulicach mojego miasta z plakatów spoglądają na mnie kolejne, usmiechnięte, bardziej i mniej znane i lubiane twarze zabrzańskich polityków lub pretendentów do Rady Miasta. Nawet demotywatory stały się areną kampanii wyborczej. Pojawiło się np. takie oto zestawienie zdjęć urzędującej w Zabrzu Pani Prezydent:
Z jednej strony rzecz oczywista - każdy polityk na plakacie jest upudrowany, wypiekniony i odmłodzony Photoshopem. Osobiście ani mnie to nie dziwi, ani mi nie przeszkadza. Z drugiej - ewidentna złośliwość loklanych mediów, ale z tego też trudno czynić zarzut, bo czynią to wszystkie telewizje.
Bzdurą jest twierdzenie, że wolimy widzieć rzeczywistość albo słyszeć szczere wypowiedzi. Nadmierna szczerość i otwartość u polityka z pewnością nie popłaca - przeciwnie - paradoksalnie odbiera wiarygodność. Polityk zbyt szczery i otwarty traci na spostrzeganej sile i powadze. Jako wyborcy godzimy się więc na uczestniczenie w grze pozorów i konwenansów - chcemy widzieć piekne twarze z lśniącym, białym uśmiechem oraz słyszeć wielokrotnie złożone, mądrze brzmiące zdania, które nic nie oznaczają i nie niosą ze sobą żadnej treści.
Wkurzać i irytować mogą się tylko dziennikarze, którzy zmuszeni są chodzić na konferencje prasowe polityków i wysłuchiwać bełkotu w zwiększonej dawce (sama przez to przeszłam pracując w lubelskim radiu akademickim).
"My"jako wyborcy jesteśmy jednak zachwyceni, kiedy możemy polubić polityka (bo wydaje się podobny do nas) oraz zgodzić się z jego wypowiedzią (byle nie trzeba było nad nią reflektować!). Pierwsza rzecz sprowadza się do podstawowej zasady atrakcyjności interpersonalnej - pociąga nas podobieństwo, więc otaczamy się ludźmi o podobnym statusie społecznym, poglądach i systemie wartości. Kunszt polityka polega na takim formuowaniu wypowiedzi, aby jak największa grupa osób mogła się z nia zgodzić. Wystarczy wpsomnieć dawne przemówienie Aleksandra Kwaśniewskiego, z którego można było wysnuć bardzo złożony wniosek, iż "aborcja jest bardzo ważnym zagadnieniem społecznym".
Politykom uchodzi to na sucho tylko dlatego, że tak na prawdę, poza garstką dziennikarzy i specjalistów nikt ich nie słucha. A jeśli nawet, to rzadko przetwarzamy to co mówią na torze centralnym. Polegamy na peryferycznym, powierzchownym odbiorze, który nie obejmuje intelektualnego wglądu, podobnie jak przy oglądaniu reklam (dla zainteresowanych - model ELM, Petty'ego i Caccioppo, 1988).
Bywają jednak rzadkie momenty, kiedy politykom przypadkiem lub celowo udaje się wyrwać nas z utartej pozycji bezrefleksyjnego odbiorcy, odrzucić poważną gębę, aby przyjąć inną gębę - "obiektywnego komentatora" (Migalski, Rokita) lub "błazna - prześmiewcy" (Palikot). Ten ostatni wykracza poza schemat prawiącego frazesy polityka, ponieważ odrzuca wiele konwenansów i przekracza granicę politycznej poprawności i kurtuazji, do której jestreśmy przyzwyczajeni. W jego przypadku to przemyślany i celowy zabieg. Na razie wygląda na to, że trafia w niszę 2% społeczeństwa, które częściej przetwarza politykę na torze centralnym...
Palikot bawi się formułą skandalu i happeningu i podobno nigdy nie mówi nic przypadkowo. Gdy klnie, publicznie spożywa alkohol, łamie prawo albo chce upolować i wypatroszyć Kaczyńskiego zwracając się do mongolskiego dziennikarza Majewskiego - robi to celowo.
Ale zdarzają się też momenty, kiedy polityk gębę zrzuca przypadkiem, a jego prawdziwe oblicze całkiem niezpodziewanie objawia się żądnej skandalu gawiedzi. Wystarczy wspomnieć nieszczęsny incydent senatora Piesiewicza, Posła Zycha, któremu nie pierwszy raz staje, Oleksego, który "dużo czyta i będzie ku**a ostry jak brzytwa" albo quadową, pijacką eskapadę dwóch posłów PO w Tunezji czy Maroku...
Lubimy, gdy politycy popełniają gafy, rozwodzą się (Marcinkiewicz), mają romanse (Clinton), palą trawkę (Tuskowi wzrosło poparcie jak ujawnił, że popalał gandzię na studiach), urządzają sobie party na golasa (Berlusconi i Topolanek ) czy klną na potęgę na pijackiej imprezie nagrani na dyktafon. Wszystko dlatego, że są wtedy bardziej ludzcy, podobni do nas, a zatem ich spostrzegana atrakcyjność interpersonalna szybuje w górę.
Tak też było w moim przypadku, gdy z niekłamaną sympatią i dużym rozbawieniem wysłuchałam okrótnej wpadki młodziutkiego kandydata na radnego PO w TV Jaworzno. Polecam gorąco!
Występują:
1. Pan starszy - klasyczny, wypracowany polityczny bełkot, "gęba" trwała i stabilna. Pewnie nikt go nie słucha, bo nikogo to nie obchodzi. (od początku do 1.10)
2. Pan młodszy - po kilkunastu sekundach nieudolnego przyjmowania gęby (od 1.17 do 1.40) i politycznego bełkotu o chodnikach i tym co młodzież robić powinna, nagle i spektakularnie odrzuca gębę.
3. Urocza prezenterka o szelmowskim usmiechu.
Żal mi trochę tego chłopca, bo w końcu każdemu mogło się zdarzyć:-) W dalszych pytaniach nawet się poratował, nie mniej skłania mnie to do smutnej konstatacji, że kandydaci do Rady Miejskiej często na prawdę nie wiedzą o czym mówią, a potem nie wiedzą nad czym głosują... O ich wyborze często decydują czynniki nader przypadkowe i niezwiązane z kompetencjami.
Ostatnia uwaga - znalazłam się dziś, trochę przypadkiem na debacie samorządowej w moim liceum. Kandydatów było trzech, wszyscy ciekawi. Dyskusja zeszła w pewnym momencie na kwestię postulatu zamontowania zamków w toalecie męskiej i (dys)komfortu defekacji w oczekiwaniu na nagłe otwarcie drzwi do kabiny. Dalej było juz tylko zabawniej. Wypłynął postulat zamontowania ławeczek dla palaczy w tzw. Małpim Gaju, co jest o tyle zabawne, że 7 czy 8 lat temu, kiedy sama bawiłam się w szkolny samorząd postulat był identyczny, a mój kolega który go ogłosił wybory wygrał w cuglach:-) Przypominam sobie nawet, że zbieraliśmy jakieś pieniądze na cement, który miałby zabezpieczyć możliwość wykradnięcia ławeczki przez członków społeczności romskiej, żyjącej nieopodal szkoły, ale z jakiegoś powodu ławeczki nigdy nie powstały... Ważne, że temat pozostaje żywotny i kolejne pokolenia mogą wbrew obecnym tendencjom walczyć o poprawę bytu palaczy.
Polityka to sprzedawanie nadziei. Nie jest ważne czy postulaty są realne. Największe szanse wróżę kandydatowi o ksywce "Melon", który obiecał milionową dotację unijną na remont obejścia szkoły, a reklamował się plakatem z piersiastą kobietą skrywającą biust za... melonami, a jakże!
środa, 2 czerwca 2010
poważni panowie czyli motyw drzewa w kampani
Uczyli mnie na psychologii, że jedną z metod projekcyjnych pomiaru osobowości jest Rysunek Drzewa. O ile w diagnostyce podchodziłabym do niej z dużą ostrożnością, o tyle na poziomie skojarzeń i społecznie podzielanych symboli wydaje się, że drzewo pasuje doskonale również do wzbudzania emocji i konotacji politycznych. Nawet laik może obrazowi drzewa przypisać wiele znaczeń: jeśli narysowane przez kogoś drzewo będzie cieniutkim, ledwo wyrosłym od ziemi krzakiem, z lichą koroną, umieszczone w dodatku na pustkowiu - zapewne skłonni będziemy skłonni myśleć o autorze jak o samotniku, w dodatku neurotycznym, o lichej konstrukcji psychicznej (choć naturalnie nie jest to fachowe określenie). Jeśli natomiast ktoś wymaluje potężny dąb, o grubych konarach, najlepiej wielu, bujnej, równomiernej koronie a może i owocach, widocznych korzeniach, dąb, który w dodatku będzie mieszkaniem dla wiewórek i schronieniem dla ptactwa wszelkiej maści - wówczas w naturalny sposób pomyślimy o nim jak o silnym liderze, mocno stąpającym po ziemi, o bogatej, stabilnej osobowości, do którego w dodatku lgną wszystkie istoty...
Bronisław Komorowski w opowieści o swoim domu rodzinnym również wykorzystał motyw drzewa, na który proponuję zwrócić uwagę:
Jarosław Kaczyński, zainspirowany lub nie wiśnią z sadu Komorowskich postanowił w swoim spocie zasadzić dąb...
Osobiście jestem reklamą Jarosława Kaczyńskiego pozytywnie zaskoczona - ciepła, stonowana, adekwatna do okoliczności. Doskonałe dobranie muzyki, oraz pewnie przypadkiem - pozytywne przesłanie ekologiczne. Skojarzyło mi się z reklamą Ives Rocher, która przyszła do mnie pocztą i akcją sadzenia drzewek inicjowana przez Jacqua Rochera: "If you don't know what to do for your planet, at least plant a tree"...
Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie fatalna wypowiedź szefa sztabu Kaczyńskiego - Pawła Poncyliusza, który raczył podzielić się refleksją, iż każdy mężczyzna powinien zrobić w życiu trzy rzeczy: zasadzić drzewo, zbudować dom i spłodzić syna.
To może tylko mój problem, ale na prawdę nie chcę wiedzieć nic na temat ewentualnych planów płodzenia synów przez J.K, a do takich skojarzeń niestety zmusza ta wypowiedź. Podobnie nie na miejscu wydaje mi się nieustanne podkreślanie faktu, iż B.K dzieci spłodził aż piątkę. Osobna zakładka "Moja Rodzina" na liczy stron 6, podczas gdy "Wizja Polski" to raptem 4 strony w pdf, i maksymalnie 2,5 tys słow. Dowiedziałam się z resztą na ostatniej konferencji o marketingu politycznym, że "program musi być", choć i tak nikt go nie czyta...
Anatomia Władzy
Nowinką techniczną jest to, że w książce na zakodowane będą dodatkowe "tajne" informacje, do których będzie można dotrzeć za pomocą smartphonu (i-phona, i-poda lub innego) zaopatrzonego w specjalną, darmową na szczęście aplikację. Ma to również umożliwić dyskusję czytelników nad treścią książki w Internecie, czyli zmianę tradycyjnych relacji dwuwymiarowych (autor książki - odbiorca) w wielowymiarowe (nadawca-wielu odbiorców +odbiorcy między sobą-nadawca). Ciekawa jestem ilu czytelników faktycznie zdecyduje się na taką formę kontaktu, nie mniej "Anatomię Władzy" reklamuje się jako "ostatnią taką książkę przed iPadem".
Mam nadzieję, że wkrótce już będę ją mieć, i że sama treść mnie nie zawiedzie.
poniedziałek, 10 maja 2010
Żałobnicy mimo woli
Bronisław Komorowski:
Błąd 1. Wpadka z rzecznikiem. Wiemy już, że należy uważać wpadając na wikno do biskupa, albo przynajmniej nie chwalić się publicznie taka poufałością z włodarzami Kościoła. Rzecznik Komorowskiego sądził chyba, że takie towarzyskie przyznanie się do kielicha z biskupem będzie jak puszczenie oczka do wyborców i spotka się ze zrozumieniem, tymczasem jednak zabrakło zrozumienia w sztabie Komorowskiego i pan Smoliński musi znależć sobie inne zajęcie. Dobry rzecznik to dla BK podstawa, gdyż pełniąc funkcje Prezydenta nie może on bezpośrednio angażować się w kampanię. Rzecznik powinien często i ciekawie eksponować jego posinięcia. On sam powinien pozostać nieco z boku kampanii.
Błąd 2. Unikanie debat. Choć domagają się tego hucznie internauci, o debatach póki co nic nie słychać. Dziś w programie o Tomasza Lisa w TVP2 Komorowski przyznał wprost, że z pomniejszymi kandydatami (wszystkimi oprócz Kaczyńskiego) dyskutował nie będzie, bo to inna liga, i niech sobie płotki debatują we własnym gronie. Oczywiście wizerunkowo warto pozycjonować się względem najsilniejszego kandydata, i BK ma racje dążąc do debaty z Kaczyńskim, niestety nie udało mu się przekazać tego z klasą. Wypowiedz trąciła arogancją.
Plus - interaktywne formy kontaktu z wyborcami - video chat, co prawda tylko półgodzinny, ale niezwykle ciekawy i nowatorki jak na polskie warunki.
Drugi plus za odświerzenie strony internetowej i regularną komunikację na twiterze.
Jarosław Kaczyński:
Błąd. Konferencja - oświadczenie. Krótkie i godne, cytując słowa premiera, ale bez rozmowy z dziennikarzami. Rozumiem, że JK przeżywa osobistą żałobę, jednak podejmując się kandydowania na najwyższy urząd w państwie nie może dłużej unikać bezpośrednich spotkań z dziennikarzami i wejścia w ogień kampanii. Wybieramy Prezydenta na 5 lat, w ciągu których Prezydent zetnie się z wieloma nowymi, złożonymi kwestiami. Jeśli myśli się poważnie o wyborcach, to nie można sie z nimi nie komunikować.
+/- (bo sama nie wiem jak to ocenić) - orędzie do narodu rosyjskiego. Publicyści i politycy domniemują w kontekście jego uprzednich wypowiedzi, szczególnie o rosyjskich przywódcach - czy aktualna wypowiedź motywowana była kampanią czy też bardziej dalekosiężną wizją polityczną. Jeśli to drugie - oznaczałoby to, że Jarosław zmienił pogląd na relacje z Rosją. Ocenę pozostawiam wam:
Od tego tygodnia pojawią się też plakaty Jarosława, które będą wyglądać tak:
Wydaje się pozornie, że hasło jest ogolne i skierowane do wszystkich, mówi nam już co nieco o przekazie i grupie docelowej. Jest to przekaz dla najwierniejszego, prawicowego, i równeiż narodowego elektoratu. Bo przecież nie dla wszystkich wyborców to "Polska jest najważniejsza". Dla wielu ludzi najważniejszy jest np "dobrobyt mój i mojej rodziny", albo "równość społeczna i opieka nad wykluczonymi". Nie należy się zatem spodziewać żadnych nowości. JK zagra na podobną patriotyczną nutę, na którą grał jego brat 5 lat temu. Plus za klarowny i prosty przekaz.
Od patriotyzmu nie uciekniemy, dlatego zakończę tak jak zaczęłam - zdaniem prof. Magdaleny Środy: " W wyborach weźmie udział partia radykalnych żałobników, partia żałobników umiarkowanych, oraz żałobników mimo woli."
Kim są wobec tego wyborcy i kto wygra w tym zestawieniu?
środa, 28 kwietnia 2010
Show must go on!
Show must go on and will go on. Do Państwowej Komisji Wyborczej zgłosiły się jak do tej pory bagatela 23 komitety (stan na 27 kwietnia) Oto najważniejsi kandydaci (ujmowani w dotychczasowych sondażach):
Bronisław Komorowski - Platforma Obywatelska, popierany również przez Partię Demokratyczną.
Jarosław Kaczyński - Prawo i Sprawiedliwość
Grzegorz Napieralski - Sojusz Lewicy Demokratycznej
Andrzej Olechowski - kandydat niezależny, popierany przez Stronnictwo Demokratyczne i mazowieckie związki zawodowe
Waldemar Pawlak - Polskie Stronnictwo Ludowe
Pozostali to kandydaci, których należy okreslić jako polityczny plankton, a wśród nich na czele:
Janusz Korwin-Mikke - Wolność i Praworządność
Andrzej Lepper - Samoobrona
Marek Jurek - Prawica RP
Kornel Morawiecki - założyciel Solidarności Walczącej, obecnie kandydat niezależny
Bogdan Szpryngiel - kiedyś Libertas, czyli prawica
Bogusław Ziętek - Polska Partia Pracy
Zdzisław Podkański - Stronnictwo "Piast"
Gabriel Janowski - Przymierze dla Polski
Ludwig Wasiak - przewodniczący Stronnictwa Narodowego im. Romana Dmowskiego, związany z Polskich Ruchem Uwłaszczeniowym
To jeszcze nie wszyscy. O pozostałych partiach z II i III ligi pisze w bardzo ciekawy sposób http://planktonpolityczny.blox.pl/html.
Inny blog studentów, którzy mają ambicje, żeby codziennie relacjonować kampanię znajdziecie tutaj: http://blogwyborczy.blogspot.com/
Według sondaży GfK Polonia dla Rzeczpospolitej (26-25.04, próba 1000 osób) w wyścigu będa się liczyć tylko dwaj kandydaci - Bronisław Komorowski z poparciem 47% oraz Jarosław Kaczyński, którego obecnie popiera 26% badanych. Pozostali kandydaci mają jednocyfrowe poparcie, co w praktyce eliminuje ich z rzeczywistej walki o fotel prezydencki. Przeprowadzony w weekend sondaż dla Gazety Wyborczej daje Komorowskiemu jeszcze większą przewagę nad Kaczyńskim (52% do 27%). Inna ciekawa analiza zauważa, że Komorowski ma obecnie większe poparcie niż PO, a Kaczyński - mniejsze niż PiS.
Zdaniem części ekspertów na których powołuje się GW wybory prezydenckie zostały rozstrzygnięte jeszcze przed tragedią, a wizerunek Komorowskiego został utrwalony w czasie prawyborów w Platformie. W podobnym tonie wypowiadał się o Polsce ekspert Reutersa. Dla mnie jednak takie postawienie sprawy nie jest wcale oczywiste. Jarosław Kaczyński będzie z pewnością trudnym przeciwnikiem dla Komorowskiego, a walka będzie trwała do końca. Wyniki sondaży moglyby sugerować, że druga tura się nie odbędzie, jednak przewidywania te wydają mi się mocno przesadzone i niedoceniające potencjału Jarosława Kaczyńskiego.Osobiście mam też nadzieję, że kampania, chociaż wedle wszelkich zapowiedzi stonowana i powściągliwa, nie będzie nudna. Grzegorz Schetyna zapowiedział wstępnie, że PO zrezygnuje z bilbordów, które zawsze były najbardziej widocznym znakiem kampanii, jak twierdzi "żeby pokazać na zewnątrz, że jest jednak zmiana". Zaznaczył też, że debaty odbędą się ewentualnie (sic!) w drugiej turze wyborów, na ten moment nie jest to bowem konieczne. Marek Migalski z PiS raczył stwierdzić, że w tej kampanii nie będzie czasu na starcie programów, więc będzie to starcie osobowości i ideii. Powstaje pytanie czy kiedykolwiek mielismy w Polsce kampanię, która była starciem programów... Abstrachując od strategii marketingowych jakie przyjmą sztaby wyborcze, to właśnie prezentacja programów i debaty mogłyby być dobrym dowodem na pozytywną jakościową zmianę w polityce. Uciekanie od debaty i konfrontacji nigdy nie służy demokracji. Pozostaje mi podpisać się pod pragnieniem wyrażponym przez Aleksandra Kwaśniewskiego, iż nastrój żałoby nie zakłóci normalnego procesu demokratycznego.
środa, 21 kwietnia 2010
męskie łzy na pogrzebie Karpiniuka
Nie wypada wartościować jednostkowych śmierci, bo śmierć w katastrofie każdego z osobna była straszna i tragiczna. Zginęli jednak posłowie niemal wszystkich klubów poselskich, więc chyba każdy z nas niektórych z nich poważał, lubił, szanował bardziej, za innymi nie przepadał, być może wyśmiewał, jeszcze inni byli mu obojętni. Osobą, która wzbudzała moją największą sympatię był poseł Sebastian Karpiniuk. Zginął mając 38 lat. Dziś w Kołobrzegu odbył się jego pogrzeb, który wyciznął łzy z oczu dojrzałych facetów, jego kolegów.
http://www.tvn24.pl/-1,1653027,0,1,ty-nie-powinienes-odchodzic,wiadomosc.html
Powinnam być może przeanalizować jak takie sceny wpłyną na spostrzegany wizerunek Donalda Tuska, wspomnieć, że okazywanie emocji jest składową wymiaru szczerości/uczciwości polityka, lub postawić hipotezę, że może osłabia to jego "twardość" w oczach elektoratu. Chwilowo nie mam jednak wystarczającego dystansu ani ochoty na takie dywagacje. Cześć jego pamięci!
poniedziałek, 19 kwietnia 2010
To będzie dziwna kampania
Dziwna z kilku powodów. Pierwszym jest tragiczny fakt śmierci kandydatów na Prezydenta dwóch największych partii opozycyjnych, który zmusza te formacje do bardzo szybkiego wystawienia nowych kandydatów. Drugim - sam fakt żałoby, która zgodnie z powszechnym przypuszczeniem i oczekiwaniem - ma złagodzić kampanię. Brutalne ataki ad personam czy paszkwilanckie spoty byłyby w tych okolicznościach z moralnego punktu widzenia głęboko niepoprawne. Ostani powód, jest moim zdaniem taki, że w samych decydentach kampanii, czyli liderach najważniejszych ugrupowań pod wpływem ostatnich wydarzeń nastąpiła pewna zmiana jakościowa (może tylko emocjonalna, w każdym razie inne są ich wypowiedzi).
Lider SLD - Grzegorz Napieralski, który stracił w katastrofie także dwie koleżanki z poselskiej ławy wydaje się w ostatnich dniach mocno wzruszony i długo unikał mówienia o polityce. Po tym jak Włodzimierz Cimoszewicz raz jeszcze potwierdził, że nie weźmie udziału w wyborach, a Aleksander Kwaśniewski wygłosił zdumiewającą skadinąd tezę, że lewica rozważa poparcie liberała - Andrzeja Olechowskiego nic już nie wydaje się niemozliwe. Grzegorz Napieralski, być może pod wpływem intensywnych przeżyć ostatnich dni, bo raczej nie jest to wynikiem wewnątrzpartyjnych ustaleń - ustami rzecznika SLD zwrócił się do wszystkich partii z apelem o wystawienie jednego ponadpartyjnego kandydata. Całkowita rezygnacja z kampanii miałaby być przejawem "nowej jakości w polityce".
Z kolei bodaj najbardziej doświadczony człowiek ostatnich dni - Jarosław Kaczyński, namawiany do kandydowania przez swoje zaplecze polityczne, sam skłania się podobno do wystawienia jako kandydata profesora Michała Kleibera, prezesa PAN i przyjaciela rodziny Kaczyńskich. Czy jednak PiS jako struktura polityczna zaakceptuje outsidera? Ostateczną decyzję o kandydacie PiS poznamy w sobotę.
Pamiętamy, że już nazajutrz po tragedii ustami dziennikarzy zadawane było pytanie "Czy polityka zmieni się po tragedii w Smoleńsku?". Czy tragedia zmieni nas samych? Zastanówmy się jak może wyglądać kampania prezydencka w warunkach wymuszonej autocenzury, czy chociaż braku przyzwolenia na krytykę określonych osób czy symboli? Prowadzenie kampanii będzie tym trudniejsze, że kandydaci będą musieli poradzić sobie z zaprezentowaniem własnej kandydatury organiczając, lub zupełnie rezygnując z krytyki prezydentury swojego poprzednika. Zamiast rywalizować z Lechem Kaczyńskim, będą do pewnego stopnia rywalizować z jego mitem.
Być może wykazuję się skrajnym brakiem idealizmu, sądzę bowiem, że pokusa zwycięstwa w cieszących się największą popularnością wśród Polaków wyborach jest dla każdej partii zbyt duża, aby rezygnować z wystawienia własnego kandydata. Inna sprawa, że propozycja jednego kandydata jest niemożliwa z przyczyn formalnych (Konstytucja mówi, że kandydatów musi być conajmniej dwóch). Twórcy ustawy zasadniczej przewidzieli, że taka sytuacja byłaby szkodliwa dla demokracji. Sądzę także, że sam pomysł ponadpartyjnego kandydata jest przejawem nie "nowej jakości w polityce", ale raczej politycznego tchórzostwa, które polega na nieumiejętności stanięcia w szranki, kiedy rywalizacja ma być pełna szacunku i uczciwa, a program prezentowany wyłącznie w sposób pozytywny (zamiast przez krytykę przeciwnika). Czy po tym co obserwowaliśmy w polityce przez ostatnie 20 lat, możemy w ogóle wyobrazić sobie taką kampanię?
Pokusa zwycięstwa jest zbyt duża także dla zaplecza politycznego zmarłego tragicznie Prezydenta. Śmierć Lecha Kaczyńskiego i aktualna "koniunktura", którą tworzą sentyment i współczucie do zmarłego, oraz coś co można nazwać "zbiorowym wyrzutem sumienia społeczeństwa", zostaną wykorzystane w kampanii, gdy tylko "normalne" siły dojdą do głosu. Czy zostaną wykorzystane w sposób delikatny i subtelny? Niestety wątpię.
środa, 14 kwietnia 2010
Czego nie zobaczymy w kampanii?
Zapewne wielu rzeczy nie zobaczymy. Może i lepiej, jesli miałyby to być agresywne, prześmiewcze lub prymitywne spoty, albo brutalne ataki ad personam. Osobiście wątpię, czy kampania faktycznie będzie bardziej delikatna, ale na pewno będzie ciekawa i będę się starała ją bacznie obserwować i relacjonować.
Na pewno nie zobaczymy jednak Małego Rycerza. Taki właśnie pomysł na kampanię Lecha miał Adam Bielan. Szczegóły tutaj: http://wyborcza.pl/1,75248,7755095,Lech_Kaczynski_w_kampanii_mial_byc_Malym_Rycerzem.html
Prezydent podobno kochał Trylogię, więc jako motyw muzyczny wybrano Balladę o Małym Rycerzu. Bardzo lubię ten kawałek:
wtorek, 13 kwietnia 2010
Żałoby cd. - Co się teraz stanie?
Na łamach prasy i telewizji pierwsi "specjaliści" dzielą się nieśmiało swoimi przewidywaniami co do rozwoju sceny politycznej, zatem i ja - ośmielona tym przyzwoleniem - pragnę podzielić się własnymi.
Scenariusz 1 - wcale nie najbardziej prawdopodobny
Jarosław przygnębiony śmiercią brata odchodzi z polityki. Prawo i Sprawiedliwość - pozbawione kandydata na prezydenta, oraz wodza, lidera i największego autorytetu - pozostaje w rozsypce. Spośrod tych którzy pozostali- o berło walczą młode wilczki- obecnie europarlamentarzyści PiS - Jacek Kurski, wspierany być może przez Bielana i Kamińskiego z jednej, oraz samotny, ambitny, ale bardzo lubiany Zbigniew Ziobro z drugiej. Któryś z wymienionych - prawdopodobnie ten drugi - zostaje kandydatem PiS w wyborach. Nie wygrywa, ale umacnia swoją pozycję w partii. PiS, mus dzielić jednak poparcie prawicowego elektoratu z coraz mocniej dochodzącymi do głosu mniejszymi partiami - Prawicą RP i Polską Plus. W SLD na kandydowanie decyduje się Wojciech Olejniczak, który również jedynie umacnia tym swoją pozycję. Komorowski pokazując się w czasie pełnienia obowiązków Prezydenta jako dobry, wyważony lider w trudnych czasach, wygrywa wybory prezydenckie. PO zyskuje pełnię władzy, obsadza swoich prezesów NBP, IPNu, a z czasem także TVP, oraz realizuje zawetowane uprzednio ustawy. PiS i SLD pozostają rozgoryczone i rozbite.
Scenariusz 2 - więcej foturologii, ale prawdopodobnej, bo z założeniem, że ludzie są przewrotni.
Jarosław przybity śmiercią brata, podejmuje męską decyzję, aby jako mąż stanu i genetyczny odpowiednik zabitego brata wziąć na barki odpowiedzialność za państwo. W kampanii odwołuje się do antyrosyjskich resentymentów i "ofiar Katynia". Staje się to głównym tematem kampanii. Zyskuje duże poparcie społeczne, dlatego w ostatnim momencie z leśniczówki w białowieskiej puszczy wychodzi Włodzimierz Cimoszewicz. Ikona lewicy i całego socjalnego elektoratu "ratuje" społeczeństwo przed reelekcją Kaczyńskiego i zostaje Prezydentem Polski. Żona marszałka Komorowskiego oddycha z ulgą. PiS i SLD po tragedii znacząco umacniają swoje poparcie.
poniedziałek, 12 kwietnia 2010
Jak zapamiętamy Lecha Kaczyńskiego?
Myślę, że obserwujemy teraz czas wyjątkowy pod wieloma względami. Śmierć, żałoba, domniemany paraliż państwa, wypowiadają się publicyści, etycy. Księża i filozoforie przypominaja o kruchości życia i bliskości śmierci. Zewsząd daje się też słyszeć nawołania dziennikarzy, którzy niczym moraliści pytają "Czy zmieni się teraz polska polityka?", "Czy politycy będa teraz inni, bardziej zjednoczeni? czy mniej będzie bicia piany, z szacunku dla tych którzy tragicznie odeszli?"...
Dla badacza percepcji polityki i polityków, albo chociaż dla uważnego obserwatora sceny politycznej jest to czas szczególnie ciekawy. Pierwszy aspekt to gigantyczna moim zdaniem, obserwowalna zmiana postaw wobec polityków. Jeszcze pare dni temu wielu Polaków z łatwością wyśmiewało Kaczyńskiego i wielu innych polityków PiSu. Żarty o Kaczorach, Wannie-Wassermanie i Gosiewskim vel krótkie rączki były w pewnych środowiskach i na pewnych portalach codziennością. Wspomnijmy choćby serwis spieprzajdziadu.pl, który notował uważnie kolejne poczynania IV RP, a w sobotę taktownie zawiesił działalność. Nawet komentarze na tej stronie, najczęściej okrutnie zjadliwe, były wyjątkowo powściągliwe, a nawet można rzec - godne. Wszelkie zegary odliczające czas do końca prezydentury Kaczyńskiego ustały...
Poparcie dla Lecha Kaczyńskiego wynosiło wg. ostatnich badań ledwo 18%, a elektorat negatywny był tak duży, że każdy doradca polityczny odradziłby mu start w wyborach. "Kartofel", "mały (lub wielki) szkodnik", jest teraz w powszechnym sposobie komentowania "wybitnym mężem stanu" "największym polskim patriotą" i "polskim Nixonem" (sic!). Chwilami komentowanie jego prezydentury ociera się niemal o hagiografię. To uprawiają niektórzy dziennikarze i komentatorzy.
A zwyczajni ludzie? Można posłuchac co mówią i co sądzą, bo dzwonią treraz często i gęsto do różnych programów radiowych, poświęconych przeżywaniu żałoby. W Radiu Zet (które miało jak wiadomo mocno na pieńku z PiSem) usłyszałam taką oto wypowiedż. Dzwoni pan Andrzej:
- Nie zgadzałem się z wszystkimi decyzjami pana Prezydenta, ale teraz widzę, jak wielkim był patriotą, jak bardzo niedocenianym. On otworzył mi oczy na Katyń. Zmieniłem o nim zdanie o 180 stopni.
Dlaczego pan Andrzej zmenił o 180 st swoja postawę wobec byłego już Prezydenta? albo inaczej - Czy faktycznie pan Andrzej myśli teraz zupełnie inaczej? Jak długo pan Andrzej będzie myśleć w ten sposób?
To wszystko pytania badawcze warte zadania i zbadania. Zmiana postaw jest bardzo wyraźna, wręcz gwałtowna, pytanie tylko na ile okaże się trwała i czy przełoży się na stabilną ocenę prezydentury Lecha Kaczyńskiego.
Przypomnijmy, że w badaniach IPSOSu nad tzw. emocjonalnym wizerunkiem polityków, okazało się, że Lech Kaczyński wzbudza uczucia takie jak: wyczerpanie, rozczarowanie, irytację, szok, niesmak, nienawiść, poczucie wykorzystania, wściekłość i robawienie. Czy po tragedii w Smoleńsku uczycia te zmienią się w podziw i uwielbienie?
Liczę, że za jakiś czas IPSOS powtórzy te badania za pomocą tej samej metody. Wszak przeżywanie żałoby ma swoje prawa i etapy - zaprzeczenie, rozpacz, bunt i pogodzenie się. Sądzę, że Polacy są w fazie rozpaczy. Wybory, mogą natrafić jeszcze na okres buntu, a ludzie zbuntowani bywają szczególnie przewrotni. Czy ktoś może przewidzieć jak zagłosują?
http://wyborcza.pl/1,75478,7706919,Sikorski_budzi_w_nas_wiecej_pozytywnych_emocji_niz.html
sobota, 10 kwietnia 2010
Żałoba narodowa
10 kwietnia 2010 przejdzie do historii jako dzień tragedii, której nie widział współczesny świat. A Katyń jest chyba przeklętym miejscem dla Polaków. Przekazuję najszczersze kondolencje rodzinom ofiar tragedii w Smoleńsku.
Fakty są również takie, że obowiązki prezydenta przejął Marszałek Sejmu - Bronisław Komorowski, a w ciągu 60 dni rozpisane zostaną wybory prezydenckie. Dwie najważniejsze partie opozycyjne nie mają swoich kandydatów.
Tak oto skomentował to mój sąsiad, pan Bogdan: "Teraz dopiero się zacznie. Zobaczysz, 2 dni będzie żałoba, a potem zaczną się wadzić o władze."
poniedziałek, 1 marca 2010
Co dla nas znaczą polityczne etykiety?
Dość dawno obalone zostało przekonanie, jakoby wyborca kierował się w swoich decyzjach politycznych kantowskim czystym rozumem. O nieracjonalności zachowań wyborczych pisało wielu autorów (m.in. Cwalina, Skarżyńska). Rzeczywistość społeczno – polityczna jest na tyle złożona i funkcjonuje w tak wielu wymiarach, że większość ludzi w ten czy inny sposób upraszcza ją tak, aby móc wyciągnąć wnioski na podstawie możliwie najmniejszej ilości informacji. Tłumaczy to chociażby teoria „skąpa poznawczego” (Fiske, Taylor, 1991). Zgodnie z teorią ograniczonej racjonalności Herberta Simona człowiek zamiast poszukiwać najlepszego rozwiązania spośród wszystkich dostępnych, zadowala się rozwiązaniem „wystarczająco dobrym”. Wyborca nie będzie więc poszukiwał wszystkich możliwych informacji o programach i politykach. Bardziej prawdopodobne jest, że obdarzy zaufaniem pierwsza partię, której program lub postulaty okażą się wystarczająco dobre, nie inwestując energii w dalsze poszukiwania. Sam proces analizowania informacji o możliwych zachowaniach i ich konsekwencjach jest dalece niekompletny i selektywny. W klasycznej pracy Campbela i współpracowników: The American Voter możemy odnaleźć nie podważoną do dziś tezę, że jedynie 2 - 5% społeczeństwa, przy wyborze kandydatów posługuje się w sposób adekwatny abstrakcyjnymi pojęciami: liberalizm i konserwatyzm. Badania te były przeprowadzane w latach ’50 w innym kontekście kulturowym, pod znakiem zapytania stawiają jednak efektywność posługiwania się analogicznymi pojęciami przez polskiego wyborcę. Na rodzimym gruncie znane są badania Skarżyńskiej i Reykowskiego dowodzące, że pojęcie demokracji często wykracza poza zdolności pojmowania przeciętnego wyborcy i nierzadko jest stosowane do nazywania społecznej rzeczywistości w sposób zupełnie nieadekwatny.
Nie ważne jest zatem na ile dane etykiety są rzeczywiście adekwatne dla danej partii, ważne jest co myślą o tym wyborcy i jakie konotacje wywołuje dana etykieta. Przykładem niezwykle popularnych etykiet są określenia „Polka solidarna” i „Polska liberalna”. To nawet więcej niż tylko etykiety – to symboliczne ideologie, o których również zamierzam napisać. Wydaje się wam, ze to już minęło? Stare kotlety będą odgrzane w zbliżających się kampaniach - http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,7611784,PiS_sie_brata_z_Solidarnoscia__Maja_wspolnego_wroga.html?utm_source=Nlt&utm_medium=Nlt&utm_campaign=856991
czwartek, 18 lutego 2010
Haki, kwity i teczki czyli o etycznych aspektach kampanii wyborczej
Ale do rzeczy. Postaram się możliwie obiektywnie i skrótowo przedstawić fakty ostatnich dni, bo w końcu nie każdy musi śledzić na bieżąco prasę, wiadomości, wywiady i słowne potyczki polityków. Wszystko zaczęło się od wywiadu dla Newsweeka, w którym Jarosław Kaczyński wyznał, że istnieje konkretna wiedza i wydarzenie sprzed lat, które dyskredytuje Radosława Sikorskiego jako kandydata na Prezydenta Polski. Miało ono rzekomo miejsce już po jego zaprzysiężeniu na szefa MON z ramienia PiS i było przyczyną jego dymisji. Niedoszły kandydat PO publicznie domagał się wyjaśnienia o jakie wydarzenie chodzi, aby mógł sie bronić, ale oczywiście nie można tego wyjawić, bo jak twierdzi prezes PiS - jest to ścisła tajemnica państwowa. Powstała lawina spekulacji i nie trzeba było długo czekać, by sprawę skomentowali byli wicepremierzy - Roman Giertych i Andrzej Lepper. Ten pierwszy twierdzi, że zbieranie haków na koalicjantów, oraz członków opozycji było stałą metodą działania byłego premiera, oraz, że w szczególnym obszarze jego zainteresowań była np prowadząca rozliczne interesy żona Grzegorza Schetyny (były rzekome plany, aby ją aresztować). Schetyna broniąc małżonki domaga się od Kaczyńskiego wyjaśnień. Kaczyński tłumaczy, że nie było mowy o żadnych hakach i kieruje pozew o zniesławienie przeciwko Giertychowi, który odpowiadając zalotnym uśmiechem, niespecjalnie zmartwiony, zapowiada podobny pozew przeciwko Kaczyńskiemu. Tymczasem Lepper dokłada swoje trzy grosze twierdząć, że co prawda nigdy nie padło określenie "haki", ale Kaczyński wspominał o bacznym przyjrzeniu się "liberałom z KLD" (Kongres Liberalno-Demokratyczny, założony w '90 roku przez Tuska) oraz gromadzeniu "materiałów" na rozlicznych biznesmenów, wymieniając przy tym śmietankę najbogatszych w Polsce: m.in Kulczyka i Solorza.
Pozostawiam wam ocenę wiarygodności wyżej wymienionych. Warto jednak wspomnieć, że istotnym motywem działań Giertycha i Leppera może być polityczna zemsta za odsunięcie od władzy przez PiS. Lepper, choć z początkiem lutego zapowiadał wielki come back, nie ma na to szans, odkąd szczęśliwie uchwalono ustawę zabraniającą kandydowania osobom skazanym prawomocnymi wyrokami. O Giertychu spekuluje się natomiast, że przymila się PO i w tym upatruje swojej szansy, choć osobiście tego typu rewelacje traktowałabym jako political fiction.
Stare twarze się przypominają. Nie trudno wywnioskować, która partia skorzysta na potyczkach Kaczyńskiego z Lepperem i Giertychem.
Haki nie wychodzą z mody. Nie tylko Sikorski powinien się obawiać. W tym samym wywiadzie Kaczyński ujawnił, że kwity dyskredytujące Bronisława Komorowskiego kryją się w tajnym (a jakże!) raporcie z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, przygotowanym niegdyś przez Antoniego Macierewicza.
Pewnie wszyscy życzlibyśmy sobie wyłącznie merytorycznej, pozytywnej kampanii. Żyjemy jednak w bardziej brutalnej rzeczywistości, więc warto zastanowić się co jest, a co nie jest etyczne w polityce. Natalia de Barbaro, nazwana przez głównego bohatera tego posta "diaboliczną panią de Barbaro" napisała w książce "Dojść do głosu" o kampanii negatywnej jak o części strategii marketingowej. Radzi co zrobić, by była skuteczna i etyczna zarazem: oprzyj się na wiarygodnych źródłach, postaw sobie granice (np. szukasz haków w życiu publicznym kontrkandydata, rezygnując z grzebania w jego życiu prywatnym), zbuduj kontrast aby nie narazić się na podobne ataki i nie ogłaszaj swoich "odkryć" osobiście tylko przez osobę trzecią. Nie mamy podstaw by wnioskować o wiarygodności źródeł pana Kaczyńskiego. Zakładając, że ma takowe, zrobił błąd wygłaszając to osobiście. Pozwolił, by ciężar dyskusji z Sikorskiego przeniósł się na niego samego i dywagacje o "brudnych metodach walki wyborczej". Można powiedzieć, że sam ukręcił na siebie bicz. A przecież chodzi tylko o prawo i sprawiedliwość...
Przypomina mi się "Kocia Kołyska" Kurta Vonneguta i jego wyspa na której nie istniała przestępczość, bo jedyną karą za każde możliwe przewinienie było powieszenie na haku... Jak powiedziałby jeden z moich profesorów: czujecie to?
wtorek, 16 lutego 2010
Czarna legenda czarnego pijaru
Bardzo brzydko się w naszym kraju mówi o "pijarze". Co to w ogóle jest ten "czarny pijar"? Należałoby może zapytać polityków i publicystów używających tego określenia. Po sposobie ich wzajemnego komentowania można wywnioskować, że "pijar" to ich zdaniem propaganda, nachalna promocja oparta na populizmie i przeinaczaniu faktów, tak, aby stawiały nadawcę w korzystnym świetle.
"Wszystkie jego wypowiedzi to tylko pijar" słyszymy, kiedy komuś zarzucany jest populizm, czy brak rezultatów. Albo "nie zadbano o jego pijar", kiedy ktoś źle wypada publicznie. Sianie "czarnego pijaru" zarzucano z kolei Jackowi Kurskiemu, gdy usiłował zdyskredytować Tuska w oczach Polaków atakując jego rodzinę. To ostatnie pojęcie własciwie rozszerzyło znaczenie na każde słowo krytyki skierowane od członka partii A w stronę partii B.
Jest to bardzo przykre dla ludzi zajmujących się zawodowo Public Relation w biznesie, stowarzyszonych w różnych organizacjach zawodowych, badających naukowo różne aspekty komunikacji lub uczą studentów jak robić porządny PR. Profesjonalnych PRowców obowiązują też różne kodensy etyczne jak np Global Protocol on Ethics in Public Relations. Czy to nie paradoks, że branża stawiająca sobie za jedenz celów budowanie korzystnego wizerunku, sama ma obecnie tak kiepską opinię?
Prawdziwy PR to najprościej mówiąc budowanie relacji z otoczeniem. Relacja oznacza komuniację dwustronną, w przeciwieństwie do jednostronnego przekazu, którym jest np. reklama wyborcza. A zatem partia czy polityk komunikują spoleczeństwu swoje osiągnięcia i plany. Przekaz nie jest oczywiście bezpośredni - pośrednikiem sa media i tego trudno uniknąć. Badania opinii publicznej są z kolei najbardziej miarodajną, choć oczywiście niedoskonałą informajcą o reakcji społeczeństwa na przekaz. Dzięki informacji zwrotnej politycy mogą modyfikować swoje pomysły tak, aby lepiej zaspokajały potrzeby i oczekiwania społeczeństwa. Takie Public Relations w idealnej wersji jest zatem formą prowadzenia debaty społecznej z prawdziwego zdarzenia.
Brytyjski Instytut PR definuje to jako przemyślane, planowe i ciągłe starania o osiągnięcie i utrzymanie wzajemnego zrozumienia między organizacją a jej publicznością. Jednostkowy komentarz z definicji nie może być więc traktowany jako "pijar". PR-em są natomiast komentarze, pomysły i akcje będące zaplanowaną częścią większego procesu informacyjnego. Tak było moim zdaniem w przypadku stworzenia przez PO w latach 2005-2007 "Gabinetu Cieni", ochrzczonego z kolei chwytliwie przez Marcinkiewicza "cianiasami". Partia komunikowała wyborcom: "Jako opozycja uważnie monitorujemy działania rządu. Mamy w swoich szeregach kompetentych ekspertów, którymi możemy błyskawicznie zastąpić rząd". Przekaz zadziałał, bo był odpowiedzią na społeczne oczekiwania bo pod koniec lata 2007 istniało ogromne społeczne poparcie dla samorozwiązania sejmu i przedterminowych wyborów, które wygrała Platforma.
Dobry i skuteczny PR jest w interesie tak partii jak spoleczeństwa. Trudno, żeby partia i rząd nie komunikowały się z wyborcami, i nie tłumaczyły ludziom tego co robią. Celem PR wg. jednej z definicji jest oczywiście stworzenie takiego społecznego klimatu, w którym oganizacja mogłaby dobrze się rozwijać. To, co potocznie nazywa się "czarnym piarem" fahowcy określają jako publicity - moim zdanie z dużą domieszką propagandy i agitacji, a analiza tego zjawiska nadaje się na osobny post.
wtorek, 9 lutego 2010
Presidential Campaign in Costa Rica
Yesterday first woman was elected for a President in Costa Rica - 50 years old Laura Chinchilla (szynszyl in Polish). I wanted to write a few words about her campaign, since she is just the 5th female President in history of Latin America. While searching for candidates I was becoming more and more surprised, discovering how vivid, spectacular, and most of all - funny was the campaign in Costa Rica. Competition between candidates was more straightforward and witty than anything we can observe in our so called 'experienced democracies' in Europe or in US. The main cultural difference however is the extend of which politicians keep one's distance and are ready to make fun of themselves.
Pregnant woman singing for candidate, walking half-naked in the advertisement, or 'flying heads' are just some of the ideas. Take a look on the one of the most important socialists candidate -Otto Solis's spot against Laura Chinchilla:
Similar spots presenting other candidates as marionettes were supposed to uncover their incompetency. Laura didn't have an easy life during the campaign as she was even compared to Hitler by her opponents, but due to my lack of knowledge of Spanish I only present those spots who speak through an image.
Generally the campaign seem to be very bright, colorful and musical. Flying heads seem to match the Costarican aesthetics. This is the spot of Otto Guevara (no proved bonds with Che Guevara) - libertarian candidate who promoted the idea of as little of state apparatus as possible.
The same candidate in another spot, is showing half-naked man explaining that 'It's the only way not to get robbed on the street':
But the most truly surprising spot for me was the one of Luis Fishman - social Christian candidate. Yes, that's him wearing a diper and holding a bottle-feed. Enjoy.
czwartek, 4 lutego 2010
"Córka się puszcza, syn upośledzony" czyli o Tuska niekandydowaniu i metaforze w polityce
Stało się. Doczekaliśmy się jednej z najważniejszych decyzji politycznych w tym roku i wiemy, że szef rządu nie stanie do wyścigu o fotel prezydencki. Doczekaliśmy się też pierwszego znaczącego komentarza na ten temat, mało znaczącej jakby nie było partii Polska Plus.
Jest to dobra okazja do oceny tego faktu, o którą prosiło mnie już kilka osób. Wnioskując po sondażach poparcia było to posunięcie ze wszech miar korzystne dla Tuska – 68 % Polaków uważa, że to dobra decyzja. Na tę liczbę składają się jego zwolennicy, którzy widzieliby Tuska jako premiera, z większymi prerogatywami i większą odpowiedzialnością na kolejną kadencję, oraz przeciwnicy, którzy uważają, że jest fatalnym premierem i byłby fatalnym prezydentem, dobrze więc, że się wycofał. Ocena tej sprawy do pewnego stopnia jednoczy więc Polaków. Istnieje jeszcze jeden aspekt, może nawet ważniejszy, który jak sądzę zmieni nieco całe spojrzenie na ustrój RP. Otóż do tej pory wybory prezydenckie cieszyły się największą popularnością wśród Polaków (każdorazowo najwyższa frekwencja), a Prezydent w społecznej percepcji był najważniejszą osobą w państwie. Dla większości Polaków oczywiście dalej tak będzie, ale pojawił się jednoznaczny sygnał od jednego z najpopularniejszych polityków, że Prezydent jest jednak dużo mniej ważny od premiera, mało tego – „aktywny prezydent to zły prezydent” jak powiedział Donald Tusk. Jego główny instrument wpływu na proces legislacyjny, czyli prawo weta – najczęściej blokuje reformy, które chce przeprowadzić rząd, marnując przy tym czas urzędników i pieniądze wydane na ekspertyzy i pracę komisji przygotowujących ustawy. Oczywiście Konstytucja gwarantuje mu także inicjatywę ustawodawczą, jednak bez wsparcia sejmowej większości żaden prezydencki projekt nie ma szans na uchwalenie. Jak do tej pory prezydenci rzadko korzystali z tego przywileju. Czy spowoduje to, że spadnie ranga Prezydenta w społecznej percepcji? Na pewno spadła ranga wszystkich kandydatów, skoro Tusk postawił się jakby ponad nimi, biorąc na siebie- jak twierdzi -brzemię prawdziwej odpowiedzialności za Polskę. Czy jest to pierwszy krok w kierunku zmian naszej konstytucji na system kanclerski? Zobaczymy.
Przeciwnicy Tuska umniejszają z kolei decyzję Tuska, twierdząc, że nie kieruje się dobrem Polski, a jedynie czystym partyjnym interesem. „Tusk jest jak ojciec, który może wyjechać na pięcioletnie wakacje, które planował całe życie, ale nie chce opuszczać rodziny bo widzi, że córka się puszcza, syn jest lekko upośledzony umysłowo, drugi kioski obrabia, bratowa ciężko chora” – tak raczył się wypowiedzieć się Ludwik Dorn. Stęskniłam się za metaforami Dorna odkąd rzadziej pojawia się w mediach, dlatego patrzę na to z nutką sympatii. Jest to też przyczynek do dyskusji o języku polityki. Metafory są bardzo ważnym elementem komunikacji politycznej. Bardzo medialnym, bo mieszczącym się w 15 sekundowej relacji telewizyjnej. Może Dorn startuje w tej konkurencji z Palikotem? W jego przypadku nikt nie powinien się jednak obrażać, bo nie wskazał personalnie, który z polityków jest upośledzonym synem, a który puszczalską córką. Jednak samo aż się prosi o przypuszczenia… Kogo obstawiacie? I co sądzicie o „Tuska niekandydowaniu”?
czwartek, 28 stycznia 2010
Campaign in Ukraine- do associations make decisions?
The newest advertisement from presidential campaign of Yulia Tymoschenko
Her main opponent Victor Yanukovych accused her of manipulation by using pictures with Angela Mercel, Nicolas Sarkozy and Donald Tusk in her last political spot. Jerzy Buzek also appears in the video. They are all members of European People's Party (EPP), with whom Tymoschenko's party (Batkiwszczyna) is associated to. The lector's voice says that these European leaders support Tymoszenko as the only democratic and pro-European candidate in Ukraine (which is probbably true). All the shoots were taken during official meetings when she was a Prime Minister of Ukraine.
Why call it a manipulation? Because none of these people has ever officially back up Tymoschenko for President.
Diagnose: True. It is manipulation, as long as none of the leaders has officially supported her. It is very well done however, and may be quite effective. The majority of Ukrainians wont investigate wheather Merkel, Sakozy and Tusk officially support her, or just appreciate her, or just belong to the same party and has met her several times. Pictures are powerfull. But is it surprising? It is very obvious for Ukrainians that Tymoschenko represents pro-Western and Yanukovych - pro-Kremlin attitude. It wont convince those who are already convinced for whom to vote, but it is clearly directed to the wide group of undecided. It marks the line of crucial difference. Yulia presents her selves as the one who already has international position, and will soon guide Ukraine to the European Union. Will this occur to be convincing enough?
In her current position she should rather present her selves as 'the President of all Ukrainians', including those from eastern region, including those Russian speaking, who see their hope in close relation with the Russian Federation. Otherwise it will be very hard for her to double her electorate in such a short period.
wtorek, 26 stycznia 2010
Rachunek sumienia
i częściowy żal za grzech pochopnej, beztroskiej oceny pewnych zjawisk medialnych...
Zobaczyłam wczoraj program Morozowskiego i Sekielskiego na temat ... hm, no właśnie, na jaki temat? Trudno powiedzieć, bo panowie zaprosili Dodę Elektrodę, żeby rozmawiać z nią o polityce. Wszystko to z powodu reperkusji po sławetnym pocałunku Dody z Prezydentem (zdjęcie w poście poniżej), po którym wielu dziennikarzy sugerowało, że Doda bezpowrotnie porzuciła Premiera Tuska, do którego do tej pory czule biło jej serce, na rzecz Pana Prezydenta, a specjaliści od wizerunku roztrząsali „CZY DODA MU DODA?” (punków poparcia rzecz jasna). Każda tego typu informacja jest z resztą przemielana przez media niewiarygodne ilości razy, co dostrzegam wyraźnie odwiedzając różne serwisy.
Nawiasem mówiąc mam czasem wrażenie, że czytając codziennie duże ilości prasy, regularnie odwiedzając kilka witryn z wiadomościami i oglądając kilka serwisów informacyjnych (plus programy publicystyczne i satyryczne) nie jestem właściwie w stanie wykreować samodzielnej myśli, a przynajmniej nie mogę być pewna czy to faktycznie moja myśl, wszystko jest bowiem wypadkową zasłyszanych opinii i poglądów, a mój blog powinien być raczej zatytułowany „jakieś przepisywanie z mediów wszelakich”...
Wczoraj jednak zrodziła się we mnie myśl jak sądzę samodzielna, gdy usłyszałam o wizycie pani Dody w programie o którym nie mam co prawda dobrego zdania, ale uchodzącym mimo wszystko za program publicystyczny czy też (o zgrozo!) opiniotwórczy. Wizja obecności Dody w programie który wpływa na opinie milionów Polaków o sprawach politycznych wywołała we mnie gwałtowny dysonans poznawczy. Zniknęła cała moja niedawno wyrażona tolerancja dla procesu tabloidyzacji polityki czy też przenikania się polityki i popkultury, a zastąpiły ją złość i niedowierzanie. Zapragnęłam nałożyć na siebie wirtualną włosiennice i przyznać – macie racje moi przyjaciele, polityka przemienia się w jakiś chocholi taniec, schodzi na psy i tragiczny jest los naszego społeczeństwa jeśli Doda będzie podpowiadać Polakom na kogo mają głosować. Na własne potrzeby wskazałam też w głowie winnych tej sytuacji – uznałam ze są nimi media, które sankcjonują taką sytuację i uwiarygadniają takie osoby jako ekspertów od wszystkiego (w tym wypadku winni są „poważni dziennikarze”, którzy zaprosili tę panią do swojego programu, a następnie pytali m.in. o to kto lepiej całuje – Premier czy Prezydent) oraz mechanizmy finansowania telewizji, przez które wszystko podporządkowane jest wyłącznie słupkom oglądalności. Efekt jest taki, że zamiast publicystyki z prawdziwego zdarzenia serwuje się ludziom jakąś mętną papkę, a czyniąc z tego normę – powoduje zwrotnie zidiocenie widzów i ich nieumiejętność przetwarzania złożonych komunikatów. Dlatego słusznym usprawiedliwieniem dla producentów miałkich programów, wątpliwych artystycznie seriali i prymitywnych tok-show będzie zawsze „dajemy ludziom to, co pragną oglądać”.
Ze świadomością, że podwyższam słupki oglądalności Dodzie i nielubianym publicystom postanowiłam jednak nie oceniać kota w worku i obejrzeć program do końca. Dobrze zrobiłam bo poczułam ulgę. Doda w konfrontacji z obcym dla siebie światem polityki okazała się osobą tak skrajnie niekompetentną, że nikt ze stałej widowni programu (a wiec osób choć odrobinę zainteresowanych i zorientowanych w polityce) nie ma prawa potraktować poważnie ani jednego jej słowa. Gorzej, jeśli była spora grupa osób, które oglądały ten program tylko z powodu Dody. Ona sama dyplomatycznie uchylała się na szczęście od pytań o własne preferencje, powołując się przytomnie na odpowiedzialność za rzesze fanek, które czasem bezrefleksyjnie ją naśladują. Z rozbrajającą szczerością obnażała swoją całkowitą ignorancję, nie rozpoznając na zdjęciach Olejniczaka ani Kurskiego, a więc polityków, którzy mieszczą się pewnie w pierwszej dziesiątce największej rozpoznawalności wśród Polaków. Posła Palikota Doda jednak zna... z rozmów w tłoku (sic!). Skłania mnie to do zadania sobie pytania: ilu Polaków podobnie jak Doda żyje w wykreowanej przez najpopularniejsze media pseudo rzeczywistości, w której polityk staje się rozpoznawalny dopiero gdy trafi na stronę deser.pl, pudelka lub kozaczka, albo kiedy jego karykatura zaistnieje u Szymona Majewskiego? Pomimo całej swojej tolerancji dla kultury masowej i zaufania do zdrowego rozsądku Polaków, gdy o tym myślę ogarnia mnie jednak jakiś niepokój...
Doda sama w sobie jest jednak o tyle niegroźna, ze posiada ogromny, godny pozazdroszczenia dystans do własnej osoby. Została moją idolką po tym jak ogłosiła plany założenia partii „Najdodowiej”, w której ludzie będą się spotykać aby uprawiać „dodyzm” i „namaszczać się błyszczykiem”. Pomysł jest prawie tak dobry jak mój własny plan założenia sekty kultu Bogini Matki, z rytuałami rodem z Avatara, z którą mam nadzieję wstrzelić się w nastroje feministyczno – pacyfistyczno- new-agowe.
poniedziałek, 18 stycznia 2010
Doda i kalesony Janka czyli tabolidyzacja polityki
W dobrej komitywie z tabloidami trwa również najpopularniejszy premier III RP - Kazimierz Marcinkiewicz. Były poseł PiS, niegdyś zdeklarowany obrońca "chrześcijańskich wartości" (cokolwiek by to znaczyło) płynnie przeprowadził nas na łamach Faktu i Super Expresu przez swój romans, rozwód oraz ślub z nową wybranką, nie szczędząc przy tym intymnych szczegółów. Wydawać by się mogło, że jest skończony jako polityk, tymczasem "pan w kiosku" (potraktujcie go jak jednego z wielu kioskarzy) powiedział podobno "Zobaczycie, on jeszcze kiedyś zostanie Prezydentem"...
Zdjęcie Dody na balu z Prezydentem Kaczyńskim i Prezydentową z serwisów plotkarskich również trafio do tak zwanych "poważniejszych dzienników", z tą różnicą, że tutaj specjalista od wizerunku rozważa, czy Doda panu Prezydentowi pomoże, czy też może zaszkodzi. Wniosek z rozważań: Na pewno nie zaszkodzi.
Wniosek dla polityków: Trzeba się lansować. Grywać w kabaretach, śpiewać karaoke i tańczyć z gwiazdami (osobiście czekam z niecierpliwością na harce pani Senyszyn). Słowem - dla szerokiego sukcesu należy zejść z piedestału majestatu i nedęcia, zblizyć się do prostych ludzi. Oczywiście sukces komercyjny nie jest warunkiem niezbędnym dla osiągnięcia sukcesu wyborczego, ale niemal zawsze sukces komercyjny przekłada się na sukces wyborczy, o czym świadczy chociażby kariera polityczna zywcięscy Big Brothera- Janusza Dzięcioła.
Pozwolę sobie subiektywnie nadmienić, że powyższe dwa zdjęcia są dla mnie osobiście przejawem nieudanej, a wręcz żenującej próby wejścia w popkulturę. A teraz coś z klasą, a przynajmniej jak dla mnie - z pomysłem:
Joanna Senyszyn jako Cruella w "Reality Szopka Szoł 2009" w teatrze Groteska. Moim zdaniem ta polityk doskonale łączy merytoryczną pracę z popowym akcentem, udowadniając tym samym ogromny dystans do siebie. A tak prezentowała się na tej samej imprezie rok wcześniej.
I jeszcze skrajnie subiektywnie: dwa ostatnio pokazane torsy - posłów Karpiniuka i Olejniczaka (tym ostatnim podobno zachwycał się Jacykow):
Torsy nie wiadomo czy pomogły, ale pewnie też nie zaszkodziły obu panom.
Wniosek dla moich co wrażliwszych znajomych: Nie obruszać się na "tabloidyzację polityki". Zaakceptować ją jako nieuchronny proces, obserwować, wyciągać wnioski i śmiać się z tego co zabawne. Można też dbać za pomocą różnorodnej presji, aby główny przekaz nie zginął. Na szczęście mamy jeszcze w Polsce kilku porządnych dziennikarzy i publicystów, którzy polityków z tego przekazu rozliczają.
Źródła: dziennik.pl, vipnews.pl, pitbul.pl.
sobota, 16 stycznia 2010
Elections in Ukraine and "political prostitution"
The day before elections the society is tired of seeing the same faces. Current President has no chance for reelection (approximately 3%), Tymoszenko - between 15 and 20% according to different polls - has some chance of entering a second tour, but the the most supported candidate is former prime minister - Viktor Yanukovych - ex opponent of Yushchenko, and a symbol of russian interference.
Here are some pictures from colorful Ukrainian campaign:
Folk and rustic motives seems to be important for Ukrainians. President Yushchenko.
Beautiful Julia - nothing to add.
Wiktor Janukowycz - polls lieder.
And now a bit of exotic happening I always enjoy: Ukrainian activists from "Femen" movement, protesting against 'political prostitution'...
Source: http://wyborcza.pl/duzy_kadr/1,97905,7454175,Ukraina_przed_wyborami_prezydenckimi.html
piątek, 15 stycznia 2010
Człowiek zbudowany ze słów
Wczoraj byłam w Krakowie na konferencji o języku. Było mocno interdyscyplinarnie - psychologiczno - lingwistyczno - antropologiczno- filozoficznie. Mówiłam o języku symbolicznym w polityce. Przeglądając abstrakty wystąpień, których nie udało mi się wysłuchać, ze zdziwieniem stwierdziłam, że referat najbardziej zblizony do mojego (wnioskując z tytuły) nosił tytuł "Na pograniczu gestu i symbolu - mlaski w językach afrykańskich i ich rola w narodzinach języka symbolicznego"... Podobieństwo zapewne powierzchowne, ale skłania mnie do zadania pytania o kulturowe czy też antropologiczne źródła języka specyficznego dla polityków, a więc często emocjonalnego, czasem groźnego, a czasem śmiesznego i groteskowego. Czy politycy czerpią z zagrzewających do walki przemówień słynnych wodzów przed bitwą? A idąc dalej wstecz - czy ich współczesne potyczki i "stroszenie sierści" nie są czasem pochodną maoryskich tańców wojowników, z charakterystycznym wystawianiem języka czy też afrykańskich mlasków i pochukiwań...
Popatrzcie np. na ten piękny maoryski taniec wojenny Haka. W tym wypadku mamy do czynienia z wojowniczym liderem i drużyną, która naśladuje jego ruchy. Ciarki przechodzą...
wtorek, 12 stycznia 2010
Krew i sperma czyli język polskiej polityki
"Niech się Palikot opamięta" woła błagalnie Hanna Gronkiewicz-Waltz, po tym jak ten, na łamach "Polski The Times" oznajmił, że jest "gnojem, który urzyźnia polska politykę". Ale czy "opamiętanie się" posła Palikota nie byłoby czasem dla obserwatorów polityki niepowetowaną stratą, przynajmniej w werbalnym wymiarze? Postaram się obronić tezę, że bez ciętego języka i prowokacji Palikota polska polityka byłaby uboższa, a już na pewno mniej zabawna.
Otóż uważam, że nasze postawy i poglądy polityczne kreują głównie słowa. Teza ryzykowna, gdyż pewnie każdy wolałby uważać, że ocenia polityków po czynach nie słowach. Uważam jednak, że nawet czyny - wyniki reform, wydarzenia polityczne, sukcesy i skandale - są głównie opisywane i kreowane przez słowa. Wyrażenie "Nicea albo śmierć" z ust niedoszlego premiera z Krakowa Jana Marii, przejęte później przez rząt PiSu na długie miesiące wpędziło Polskę w niekorzystne dla nas optowanie przy Traktacie Nicejskim, z którego ostatecznie zrezygnowano. "Plan Balcerowicza", "Afera Rywina" (i wszystkie inne) "Biała Księga" Oleksego czy "szafa Lesiaka" nie istniałyby w społecznej świadomości jako "sprawy", gdyby jakiś dziennikarz czy polityk nie włożył ich w ramy krótkiego określenia, słowa - wytrychu, które przywołuje szereg skojarzeń i nie byłyby tysiące razy powtarzane w mediach i rozmowach zwykłych ludzi, wchodząc na stałe donaszej "politycznej pamięci".
Choć obecnie określenie "PR" (najczęsciej "czarny pijar") w polityce w wyniku nadużywania nabrało negatywnych konotacji, sądzę, że nawet najsprawniej działający rząd nie jest w stanie utrzymać poparcia, jeśli w odpowiedni sposób nie komunikuje się z wyborcami i nie dba o to, aby jego dokonania, jakiekolwiek by one nie były, zyskały korzystną dla niego interpretację i wytarły głęboki ślad w pamięci wyborców. Dobry rzecznik rządu ze wszystkimi potrzebnymi przymiotami jest prawdziwym skarbem. Z drugiej strony - wyszczekany polityczny fighter, najlepiej nienależący do gabinetu - może być cenną bronią na politycznych przeciwników. Jacek Kurski, nazywany (złośliwie) "bulterierem Kaczyńskich") jakkolwiek byśmy go nie ocenili spełniał to zadanie dla rządu Jarosława Kaczyńskiego. Udało mu się, choć nie oceniam tego pochlebnie, wprowadzić do politycznej pamięci i rozmów Polaków "dziadka z Wermachtu", które to określenie na czas wyborów prezydenckich w 2005 roku dla części społeczeństwa utrwaliło podział na "patriotyczną, solidarną Polskę głosującą na PiS" oraz "proniemiecką, liberalną Polskę głosującą na partię Tuska". Było to na tyle silne, iż jeszcze 2 lata później tego typu skojarzenia były bardzo częste, jeśli nie dominujące u sympatyów PiS w moich badaniach percepcji partii politycznych. To słowa wypowiedziane przez polityków, zwielokrotnione i częściowo zinterpretowane przez media oraz przepuszczone przez sito ludzkiej uwagi, schematów poznawczych i symbolicznych ideologii kreują nasze myślenie o partiach i politykach.
Zaryzykuję tezę, że 90% politycznej debaty mieści się mimo wszystko w ramach kurtuazji, kultury osobistej i szacunku. Sęk, w tym, iż to pozostałe 10% jest medialnie bardziej atrakcyjne, więc jeśli ktoś nie ogląda na żywo obrad sejmu, a docierają do niego jedynie telewizyjne skróty, zajawki, ostre fragmenty polemik czy konferencji - happeningów, może faktycznie odnieść wrażenie, że następuje powolna degrengolada polskiej polityki, a posłowie Palikot, Niesiołowski czy Kurski walnie się do tego przyczyniają. Ja jednak uważam, że bez tych 10% na który składają się smakowite porownania etnomologiczne Niesiołowskiego i "głos ludu" Palikota polska polityka w obecnych, w miarę spokojnych czasach polska polityka po prostu wiałaby nudą...
Bo którz inny miałby odwagę powiedzieć do Zbigniewa Koźmińskiego "jebać PZPN", a do Schetyny że "tylko wtedy możesz dać sobie radę (w polityce), gdy krew i sperma ciekły ci po twarzy". Cokolwiek by to znaczyło...
niedziela, 10 stycznia 2010
PO i PiS - awanturnicze sprzątaczki czyli Polska Plus
Znajomy poprosił mnie o napisanie posta o nowej inicjatywie politycznej - Polsce Plus. By trzymać się choćby pozorów obiektywizmu, postaram się zrobić to możliwie syntetycznie:
Data powstania: wczoraj (9.01.10)
Aktorzy: Jerzy Polaczek (minister transportu w rządzie Marcinkiewicza), Ludwik Dorn, Kazimierz Ujazdowski, Jarosław Sellin i Lucjan Karasiewicz. "audytor zewnętrzny" - m.in Jadwiga Staniszkis.
Logo: kontur Polski z plusem w środku (skojarzenia z logiem PO są najzupełniej przypadkowe)
Etykieta: "Niezależna centroprawica"
Hasło latające na ekranie za Jerzym Polaczkiem w czasie kongresu: "Silne przywództwo - solidarne państwo"
Manifest na stronie zaczyna się tak: "Połączeni wiarą w sens ambitnej polityki, dzięki której Polska wykorzysta swój czas i skutecznie podejmować będzie rywalizację międzynarodową, cywilizacyjną, ekonomiczną i technologiczną w XXI wieku, zapewniając sobie należne miejsce wśród narodów Europy i świata..." Podniośle. Kojarzy mi się z odezwą z czasów rewolucji francuskiej, z nutką niemieckiego narodowego socjalizmu... Całość składa się z 16 wielokrotnie złożonych zdań tego typu. Stawiam, że żaden dziennikarz nigdy tego nie zacytuje.
Postulaty: m.in likwidacja KRUS, dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne, obniżenie najniższej stawki PIT, zniesienie podatku od emerytur, zmniejszenie liczny posłów i senatorów oraz ograniczenie możliwości finansowania reklam politycznych (och nie!)
Przypuszczalna grupa docelowa o której możemy z tych danych wnioskować: osoby w wieku 50+, z pierwszego progu podatkowego, emeryci, z małych i średnich miast (na wieś trudno liczyć z pomysłem likwidacji KRUSu ale brawo za odwagę).
Skecz którego niestety nie udało mi się zobaczyć: "wystąpiła grupa młodych pań w fartuchach sprzątaczek. Liderki atakowały się w ostrych słowach. Wymachując miotłami kłóciły się o to, która lepiej sprząta i która jest ważniejsza. Jedna powoływała się na "miłość i zaufanie" a druga na rządy IV Rzeczypospolitej. Na koniec obwieszczono, że nadszedł czas na na Polskę Plus i zabrzmiały radosne fanfary" (cyt. za GW).
Diagnoza: PiS na bis dla znudzonych i rozczarowanych. Szanse na odebranie elektoratu PiS oceniam podobnie jak szanse SD na odebranie głósów Platformie.
Pożyjemy, zobaczymy.
sobota, 9 stycznia 2010
NETYŚCI - Sieciowy Ruch Polityczny
Napisał do mnie dzisiaj na facebooku pan Alexander - netysta. Był to mail agitujący do przystąpienia/tworzenia nowej partii - NETYSTÓW. Wyjaśniając co chcą zrobić netyści, pan Aleksander określił, że "chcą zrobić rzecz trudną – nadać polityce normalny, ludzki charakter; przywrócić ją ludziom." W ich deklaracji przeczytałam też, że "nie akceptują aktualnego systemu politycznego opartego na walkach międzypartyjnych, aferach i korupcji". Fantastycznie - pomyślałam i zachęcona czytałam dalej w ich deklaracji o tym, że "cała sfera obecnej polityki – zbankrutowała!" oraz, że "Polityka musi się opierać na autentyczności". Trudno się nie zgodzić - pomyślałam i zaraz przypomniał mi się prof. Cwalina, który opowiadał o jakimś przemówieniu Kwaśniewskiego o aborcji, w którym na początku i na końcu mówił on, że "aborcja jest bardzo ważnym społecznie zagadnieniem", aby stworzyć wrażenie, że trudno się z nim nie zgodzić w tej kwestii...
Aby nie być posądzoną o wybiórczość i złośliwość zaprezentuję kilka intrygujących pozytywnych postulatów programowych tej egzotycznej inicjatywy politycznej. Otóż netyści lansują nową ideę - netarchię, czyli "pełną formą demokracji, realizowaną poprzez poziome powiązanie całego społeczeństwa za pomocą Internetu (e-demokracja)".
Kolejne postulaty (wybiórczo) to absolutna decentralizacja władzy - "decyzje muszą być podejmowane na jak najniższym szczeblu (...) Jednostki wyższych szczebli powinny być wobec nich służebne, pomagając im rozwiązywać zadania, których nie można rozwiązać lokalnie. Wielkie, hiper-biurokratyczne urzędy państwowe powinny zostać rozwiązane i zastąpione wieloma lokalnymi urzędami, działającym w systemie menedżerskim (ubezpieczenia, ochrona zdrowia, pobór podatków, usługi administracyjne)."
Wątek ten ma dla mnie zabarwienie lekko anarchistyczne, co rozwija się w pełni w kolejnym punkcie "Posłowie nie powini uchwalać szczegółowych ustaw dla wszystkich obywateli – tylko ramowe wskazania– realne i wirtualne " To wszystko zabarwione jest ideą liberalną i wolnościową: " trzeba bezwzględnie szanować wolności i godności jednostki oraz kierować się przesłaniem: co nie jest zabronione – jest dozwolone!" Dalej postuluja m.in bezpłatny dostep do szybkiego internetu, jako prawo podstawowe każdego obywatela, oraz e-dowód osobisty, e-głosowanie, e-partycypację, e-administrację.
Dla bardziej zainteresowanych odsyłam na ich stronę: http://netysci.mixxt.pl/networks/content/index.Deklaracja%20Netystów - deklaracja
i http://netysci.mixxt.pl/networks/content/index - manifest netystów.
Osobiście zastanawiam się, kto jest ich grupą docelową i ile lat mają ludzie, którzy to wymyślili. Sympatykiem mógłby zostać np mój kolega z liceum - punck i anarchista. I pewnie jeszcze niemało 15- 19 latków. Ale gdyby podumać nad przyszłością demokracji w perspektywie 30-40 lat w naszym kręgu kulturowym i w kontekście rozwoju cyber cywilizacji to może faktycznie kiedyś cała administracja i instytucje egzekutywy, a może i legislatywa przeniosą się do internetu...
poniedziałek, 4 stycznia 2010
polityczne myśli Polaków
TNS OBOP na zlecenie tygodnika "Polityka" przeprowadził interesujący sondaż, który można okreslić jako pogłębione badanie preferencji partyjnych i wartości politycznych. Był on dla mnie o tyle interesujący, że zachacza o moje badania jakościowe skojarzeń z partiami z końca 2007 roku. W odpowiedziach na pytanie "o co powinno dbać państwo" na pierwszych miejscach znalazły się kolejno: "bezpieczeństwo obywateli", "walka z korupcją" i "zmniejszanie nierówności społecznych". Czy tylko mnie przypomina to program jednej z wiodących partii?
[W moich badaniach w pytaniu o "partię idealną" często pojawiały się odpowiedzi - "uczciwa, walczy z korupcją, dba o dobro wszystkich obywateli"]
Pytanie tylko dlaczego tak gromkie poparcie dla tych postulatów nie przekłada się na poparcie dla tejże partii? Być może dlatego, że inne czołowe wartości tej partii - "kształtowanie zbiorowej moralności" (pamiętna rewolucja moralna) oraz wychowanie patriotyczne znalazły się na końcu listy. Polacy najwyrażniej nie mają ochoty na nową moralną odnowę czy obowiązkowe lekcje patriotyzmu dla swoich dzieci. Jednocześnie jednak ujawniają tęsknotę za państwem opekuńczym, co czyni jeszcze bardziej niezrozumiałym tak wielkie poparcie dla partii, która mieni się liberalną. Chyba, że przyjmiemy, że etykiety i ideologie mają nikłe znaczenie dla przeciętnego Kowalskiego, bo i tak nie głosuje on na program partii, tylko polega na heurystykach.
Jeszcze jedna mało zaskakująca ale troche smutna informacja - tylko 25% respondentów uznało, że ważnym zadaniem państwa jest przeprowadzenie koniecznych reform pomimo sprzeciwu różnych środowisk. Tyle samo dostrzega potrzebę ochrony wolności i swobód obywatelskich. Z artykułu nie dowiadujemy się niestety czy jest to ta sama grupa. Stawiam że tak, choć od razu przyznaje, że nie zapłaciłam OBOP za dostęp do pełnego raportu... Skłania mnie to do zadania retorycznego pytania, czy wobec tego 75% obywateli naszego kraju to zapatrzeni w siebie egoiści, niezdolni do przyjęcia szerszej perspektywy i myślenia o "dobru społecznym", dowolnie rozumianym?