Dość dawno obalone zostało przekonanie, jakoby wyborca kierował się w swoich decyzjach politycznych kantowskim czystym rozumem. O nieracjonalności zachowań wyborczych pisało wielu autorów (m.in. Cwalina, Skarżyńska). Rzeczywistość społeczno – polityczna jest na tyle złożona i funkcjonuje w tak wielu wymiarach, że większość ludzi w ten czy inny sposób upraszcza ją tak, aby móc wyciągnąć wnioski na podstawie możliwie najmniejszej ilości informacji. Tłumaczy to chociażby teoria „skąpa poznawczego” (Fiske, Taylor, 1991). Zgodnie z teorią ograniczonej racjonalności Herberta Simona człowiek zamiast poszukiwać najlepszego rozwiązania spośród wszystkich dostępnych, zadowala się rozwiązaniem „wystarczająco dobrym”. Wyborca nie będzie więc poszukiwał wszystkich możliwych informacji o programach i politykach. Bardziej prawdopodobne jest, że obdarzy zaufaniem pierwsza partię, której program lub postulaty okażą się wystarczająco dobre, nie inwestując energii w dalsze poszukiwania. Sam proces analizowania informacji o możliwych zachowaniach i ich konsekwencjach jest dalece niekompletny i selektywny. W klasycznej pracy Campbela i współpracowników: The American Voter możemy odnaleźć nie podważoną do dziś tezę, że jedynie 2 - 5% społeczeństwa, przy wyborze kandydatów posługuje się w sposób adekwatny abstrakcyjnymi pojęciami: liberalizm i konserwatyzm. Badania te były przeprowadzane w latach ’50 w innym kontekście kulturowym, pod znakiem zapytania stawiają jednak efektywność posługiwania się analogicznymi pojęciami przez polskiego wyborcę. Na rodzimym gruncie znane są badania Skarżyńskiej i Reykowskiego dowodzące, że pojęcie demokracji często wykracza poza zdolności pojmowania przeciętnego wyborcy i nierzadko jest stosowane do nazywania społecznej rzeczywistości w sposób zupełnie nieadekwatny.
Nie ważne jest zatem na ile dane etykiety są rzeczywiście adekwatne dla danej partii, ważne jest co myślą o tym wyborcy i jakie konotacje wywołuje dana etykieta. Przykładem niezwykle popularnych etykiet są określenia „Polka solidarna” i „Polska liberalna”. To nawet więcej niż tylko etykiety – to symboliczne ideologie, o których również zamierzam napisać. Wydaje się wam, ze to już minęło? Stare kotlety będą odgrzane w zbliżających się kampaniach - http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,7611784,PiS_sie_brata_z_Solidarnoscia__Maja_wspolnego_wroga.html?utm_source=Nlt&utm_medium=Nlt&utm_campaign=856991
Ha! Zdaje mi się, że istnieje jedna etykieta pod, którą można umieścić wszystkie partie przed wyborami. Mam na myśli etykietę z napisem PROMOCJA!!!:)
OdpowiedzUsuńNajlepszy wpis na blogu jak do tej pory. Pozdrowienia od hrabiego von und zu Saarbruecken.
OdpowiedzUsuńWitam Psychologa Sportu i pana hrabiego z dalekiego obcego kraju;-)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że PROMOCJA jest raczej strategią lub metodą niż etykietą. Chyba, że potraktujemy sprawę mniej dosłownie i uznamy, że wielkim napisem "promocja!" lub "przecena 80%!" w przypadku partii politycznych są konkretne postulaty programowe, którymi kuszą wyborców, np.: "Zlikwidować senat!", "znieść immunited!", "płatne studia", "podatek liniowy!" albo trochę mniej liberalnie "wyższy podatek dla najbogatszych!" lub "becikowe dla każdej matki!". Dla każdego coś miłego. Oczywiście w polityce jeszcze bardziej niż w zachowaniach konsumenckich należy precyzować grupę docelową, bo różne grupy społeczne mają przecież różne interesy i tego typu "promocje" nie cieszą każdego. Funkcjonują jako etykiety o tyle, że nie każdy zdaje sobie sprawę co sie kryje za tymi hasłami. Dobrym przykładem jest "prywatyzacja służby zdrowia", której idei wielu Polaków nie rozumiało, co wykorzystała opozycja strasząc Polaków reklamą w której dyspozytor karetki pyta io numer karty kredytowej... A potem mieliśmy veto Prezydenta:-(