Wczoraj byłam w Krakowie na konferencji o języku. Było mocno interdyscyplinarnie - psychologiczno - lingwistyczno - antropologiczno- filozoficznie. Mówiłam o języku symbolicznym w polityce. Przeglądając abstrakty wystąpień, których nie udało mi się wysłuchać, ze zdziwieniem stwierdziłam, że referat najbardziej zblizony do mojego (wnioskując z tytuły) nosił tytuł "Na pograniczu gestu i symbolu - mlaski w językach afrykańskich i ich rola w narodzinach języka symbolicznego"... Podobieństwo zapewne powierzchowne, ale skłania mnie do zadania pytania o kulturowe czy też antropologiczne źródła języka specyficznego dla polityków, a więc często emocjonalnego, czasem groźnego, a czasem śmiesznego i groteskowego. Czy politycy czerpią z zagrzewających do walki przemówień słynnych wodzów przed bitwą? A idąc dalej wstecz - czy ich współczesne potyczki i "stroszenie sierści" nie są czasem pochodną maoryskich tańców wojowników, z charakterystycznym wystawianiem języka czy też afrykańskich mlasków i pochukiwań...
Popatrzcie np. na ten piękny maoryski taniec wojenny Haka. W tym wypadku mamy do czynienia z wojowniczym liderem i drużyną, która naśladuje jego ruchy. Ciarki przechodzą...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz