Nie trzeba bardzo wysilać pamięci, żeby przypomnieć sobie ideologiczną wojnę, w którą przerodziły się kampanie prezydencka, oraz parlamentarna w 2005 roku. Nie zamierzam wyliczać wszystkich przyczyn zwycięstwa PiSu w obu wyborach. Wybiórczo i subiektywnie przedstawię niektóre elementy PR partii, które moim zdaniem się do tego przyczyniły.
Na pierwszy plan wysunęła się zgrabna i skuteczna komunikacja Prawa i Sprawiedliwości, przejęta przez część publicystów. Otóż okazało się, że są dwie Polski – pierwsza liberalna, wielkomiejska, reprezentująca interesy bogatych przedsiębiorców, koncernów i wszelkiego rodzaju lobby, oraz druga - „Polska Solidarna” - wrażliwa społecznie, reprezentująca „zwyczajnych Polaków”, przeżywających codzienne troski, jak podwyżki cen prądu czy jedzenia.
Jednocześnie określenie „liberał” zaczęło pojawiać się w typowo pejoratywnym kontekście i stało się niemal równie obraźliwe jak „komunista”. W konsekwencji wszystkie sztandarowe, „liberalne” pomysły Platformy, którymi partia ta usiłowała moderować debatę, jak prywatyzacja służby zdrowia, szkolnictwa wyższego czy podatek liniowy - zostały natychmiast podchwycone przez konkurencję, jako sprzyjające jedynie bogatym, pozostałych zaś, maluczkich - wyrzucając poza nawias opiekuńczych ramion państwa.
Trzonem tej komunikacji był strach. W reklamówkach pojawiała się zatroskana, zarabiająca 900 zł sprzedawczyni, która udowadniała, że straci na podatku liniowym, znikające z lodówki jedzenie (jako konsekwencja podwyżki VAT) i najbardziej dramatyczne – znikające z pokoju dziecięcego pluszaki i mebelki...
Specjaliści od reklamy, szczególnie twórcy reklam społecznych wiedzą doskonale, że strach może być skutecznym motywatorem. Samym straszeniem nie można jednak wiele zdziałać. Należy wskazać sposób redukcji strachu. W reklamie społecznej będzie to np. wykupienie polisy. W przypadku kampanii wyborczej „Zwyczajni Polacy” w spotach PiSu uśmiechają się na końcu, ponieważ oddają swój głos na Prawo i Sprawiedliwość oraz Lecha Kaczyńskiego – męża stanu, któremu ufają. Głos na partię której ufamy może więc redukować strach przed konsekwencjami dostania się do władzy niechcianej partii.
Nie podejmuje się komentowania dwuletnich rządów PiSu, Samoobrony i LPR. Sądzę jednak, że strach był stale obecnym elementem ich komunikacji. Przyszły Prezydent, ogłaszając w październiku 2005 roku powstanie IV RP uspokajał, że
bać się powinni tylko „członkowie byłej nomenklatury i esbecy”. Z czasem okazało się, że do grupy tej dołączyli wszyscy nieuczciwi lub potencjalnie nieuczciwi, skorumpowani, lub z takimi skłonnościami (jak była posłanka Sawicka) a także „wykształciuchy”, pewni artyści, pewni biznesmeni oraz ten, kto „idealnie odnajdywał się z cygarem i przy butelce whisky” …
Rezultat jest taki, że nawet 2 lata po rządach PiSu strach sporej części elektoratu przed ich powrotem do władzy jest prawdopodobnie główną przyczyną utrzymującego się, zaskakująco wysokiego poparcia dla Platformy Obywatelskiej. Niektórzy publicyści mówią wręcz, że im więcej Kaczyńskich w mediach, tym stabilniejsze poparcie dla PO...
cdn.
Dla cierpliwych, skrótowe przypomnienie obu kampanii z 2005 roku można znaleźć tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=Uj6XYUbMQ4c&feature=player_embedded#at=468